„Nie mam żadnych przesłanek, by uznać, że w polskim Kościele postępowano inaczej niż w amerykańskim albo irlandzkim. To była kwestia rozumienia skandalu. Benedykt XVI powiedział bardzo mocno, że w tych przestępstwach widać, jak zło spenetrowało świat wiary” – tak w 2018 r. o. Adam Żak, koordynator Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży, komentował raport Wielkiej Ławy Przysięgłych stanu Pensylwania na temat wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych.
Czytaj więcej
Za sprawą kard. Stefana Wyszyńskiego ksiądz skazany za seksualne wykorzystanie siedmioletniej dziewczynki wrócił do pracy kapłańskiej. Czy ryzyko, jakie podjął prymas, się opłaciło?
W poprzednich trzech artykułach, które publikowaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej” oraz „Plusa Minusa”, pokazaliśmy, jak do księży, którzy dopuścili się wykorzystania seksualnego, jeszcze przed ich skazaniem przez państwowe sądy, a potem po opuszczeniu przez nich murów więzienia, podchodzili kardynałowie Stefan Wyszyński oraz Karol Wojtyła. Pierwszy miał do czynienia z takim przypadkiem na przełomie lat 50. i 60 XX w., drugi w latach 70.
Choć prawo kanoniczne było w kwestii przestępstw seksualnych – szczególnie w odniesieniu do małoletnich – surowe i jednoznaczne, to jednak wiedza o pedofilii, działaniach sprawców, a przede wszystkim konsekwencjach wykorzystania była znikoma. Obaj hierarchowie działali nieco po omacku. W pierwszej połowie lat 80. XX w. – w czasie, gdy rozgrywała się poniższa historia – ta wiedza była już zdecydowanie większa, stąd trudno do końca zrozumieć kard. Józefa Glempa, prymasa Polski, a w latach 1981–1992 także metropolitę gnieźnieńskiego, który w opisywanej sprawie podejmował decyzje.
Czytaj więcej
Kardynał Karol Wojtyła podejmował zdecydowane kroki w odniesieniu do księdza, który wykorzystał seksualnie kilkoro dzieci – wynika z akt, do których dotarliśmy.