Nie milkną kontrowersje wokół grudniowego wyjazdu grupy przedstawicieli Najwyższej Izby Kontroli na spotkanie z Komitetem Kontroli Państwowej Białorusi. Jego celem miało być – jak czytamy w piśmie prezesa Mariana Banasia do szefa sejmowej Komisji do spraw Kontroli Państwowej Wojciecha Szaramy – powołanie „roboczego zespołu kontrolerów do przeprowadzenia kontroli równoległej w Puszczy Białowieskiej z udziałem przedstawicieli Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kontroli UNESCO”.
Pod przykrywką?
Jednak służby nie wierzą w to tłumaczenie i sądzą, że było przykrywką dla innych działań. – Wydaje się, że kontrola, o której mówią oficjalnie przedstawiciele NIK, była jedynie fasadowym powodem tej podróży. W sytuacji trwających działań strony białoruskiej przeciwko Polsce takie kontakty budzą zdumienie – wskazuje Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego w odpowiedzi dla „Rzeczpospolitej”.
Czytaj więcej
70 proc. stanowisk kierowniczych w Najwyższej Izbie Kontroli może być obsadzonych niezgodnie z prawem – echa zawiadomienia do prokuratury.
Z wizytą pojechało pięć osób z NIK, na trzy dni, koszt – 4,5 tys. zł. Z pisma prezesa Banasia do posła Szaramy wynika, że wizyta była na zaproszenie przewodniczącego białoruskiego komitetu i „miała charakter wyjazdu służbowego” pod przewodnictwem p.o. dyrektora delegatury NIK w Białymstoku Janusza Pawelskiego (były policjant, ściągnął go Banaś). Dotyczyła też „wykorzystywania rozwiązań informatycznych w procesach kontrolnych”.
W ubiegłym tygodniu sprawę chciała wyjaśnić Komisja ds. Kontroli Państwowej (NIK jej podlega) oraz Komisja Spraw Zagranicznych. Prezes na posiedzeniu wygłosił tylko oświadczenie, wskazując na „polityczną nagonkę”.