„Ideologia LGBT" istnieje wyłącznie w oświadczeniach biskupów i propagandzie prawicy. Środowisko LGBT tak jak wszyscy ludzie jest ideologicznie bardzo zróżnicowane. Od konserwatywnych księży po lewicowych działaczy społecznych. Orientacja seksualna nie determinuje postaw ideologicznych. Próby dopisania nieistniejącej ideologii marksistowskich korzeni jest wyjątkowo intelektualnie absurdalna i moralnie parszywa. Geje i lesbijki byli grupą wyjątkowo silnie prześladowaną we wszystkich krajach komunistycznych.
Podobnie idiotyczny jest konstrukt „gender". Kościół podważa nie tylko ustalenia naukowe antropologów, socjologów czy psychologów społecznych, ale wręcz potoczne doświadczenie. O tym, że role kobiet i mężczyzn są społecznie definiowane, można się przekonać, jadąc na Śląsk lub podkarpacką wieś, gdzie rola kobiet i model rodziny jest inny niż w Warszawie. Wbrew propagandzie Kościoła normy życia rodzinnego są zmienne zarówno w czasie (każdy może się o tym przekonać, rozmawiając z własną babcią), jak i geograficznie. Gender jest bezdyskusyjnym socjologicznym faktem. W Polsce Kościół próbuje nadać temu słowu złowrogi sens. Cel polityczny jest ten sam co w przypadku „ideologii LGBT": trzeba wiernych straszyć niezrozumiałym, lecz groźnym potworem, który „atakuje najsłabszych – nasze dzieci" i rozbija rodziny.
Mit o rozbijaniu rodzin wydaje się szczególnie groteskowy. Każdy heteroseksualny mężczyzna zdziwi się sugestią, jakoby miał paść ofiarą uwiedzenia przez geja. Jak inaczej można zrozumieć zagrożenie trwałości „normalnej Polskiej rodziny" przez ruch gejowski? Potoczne doświadczenie mówi, że do rozbicia rodziny dochodzi w przeważającej większości przypadków dzięki uwiedzeniu jednego z małżonków przez heteroseksualną kobietę lub mężczyznę. Zmiana orientacji seksualnej w dorosłym życiu zdarza się wyjątkowo rzadko. Największym zagrożeniem dla polskich rodzin są heteroseksualni katolicy. Myśl, że lesbijki lub geje mogą rozbijać rodziny, mogła się zrodzić wyłącznie w głowie osoby o homoseksualnej tożsamości. Jest projekcją własnych tłumionych ciągot i lęków.
Z tej perspektywy światopoglądowa wojna jest w przypadku prawicy ryzykowna. Jak pokazują badania, kwestie światopoglądowe nie są dla wyborców priorytetem. Jedynie 30 proc. wskazało LGBT jako interesujący temat kampanii. O wiele ważniejszy jest dla wyborców problem służby zdrowia (78 proc.), ochrona klimatu (64 proc.), inflacja/drożyzna (57 proc.), edukacja (53 proc.). Dopiero na piątym miejscu są programy socjalne typu 500+ (50 proc.). We wszystkich tych dziedzinach osiągnięcia rządu PiS są fatalne. Reforma służby zdrowia zakończyła się klęską. Najlepszym jej dowodem jest fakt, że po raz pierwszy od 30 lat transformacji Polacy umierają coraz wcześniej.
Podobnie z polityką klimatyczną. Rząd PiS bezprawnie wycinał Puszczę Białowieską, dopuścił do prawdziwej rzezi 1,5 miliona polskich drzew. 45 tys. Polek i Polaków umiera z powodu zatrucia powietrza, a rząd, zniszczywszy uprzednio energetykę wiatrową, stawia na węgiel. Ceny energii rosną jak szalone, a problem ukrywany jest dopłatami. Problem wzrostu cen zaczął być widocznym skutkiem szaleńczej polityki rozdawnictwa. W efekcie ceny żywności wzrosły o ponad 7 proc. i groźba pułapki inflacyjnej staje się coraz bardziej realna. Ludzie przyzwyczaiwszy się do 500+ zaczynają myśleć, że całość transferów pożera wzrost cen. O katastrofie w edukacji nie wspominam. Widoczna jest gołym okiem.
Ideologiczny spór o „dobro naszych dzieci" jest w istocie tematem zastępczym. Propagandziści dobrej zmiany mają nadzieję, że opozycja łyknie haczyk i „ideologia LGBT" oraz „gender" stanie się motywem przewodnim kampanii. Nie trzeba się tłumaczyć z efektów własnych rządów. W światopoglądowej wojnie o „przyszłość polskich rodzin" nikt nie będzie zadawał pytań o 2 miliony mieszkań, 20 mostów, przekop mierzei i milion elektrycznych samochodów. Jest jeden rodzaj wojny, który nie pociąga za sobą ryzyka przegranej. To wojna z przeciwnikiem, którego wymyśliło się samemu. Jednak porażka PiS będzie także klęską Kościoła. Przyjdzie czas rozliczeń z pazerności, materializmu, arogancji i nienawiści. Wtedy nie będzie komu Kościoła bronić. Wierni odejdą już wcześniej.