EmiTel, operator trzeciego multipleksu, który zajmuje TVP, ogłosił w piątek, że zakłócenia sygnału 17–19 grudnia objęły zaledwie 10–12 proc. „populacji kraju". I że zaczęły się w urządzeniach, które znajdują się w siedzibie telewizji przy ul. Woronicza.
Przedstawiciele EmiTelu oświadczyli, że „problemy spowodowane były usterką techniczną i (...) wykluczono możliwość działania osób trzecich", a także „ataku cybernetycznego oraz fizycznej ingerencji" w urządzenia nadawcze. Chodzi o multipleksy służące do przesyłania sygnału telewizyjnego. Powinny działać bezawaryjnie przez 15–20 lat, ale zepsuły się już po sześciu.
– Problem był spowodowany bardzo trudno wykrywalną usterką techniczną, która została zidentyfikowana w warunkach laboratoryjnych bezpośrednio u producenta sprzętu – stwierdził EmiTel.
TVP i jej prezes Jacek Kurski znaleźli się w kłopocie. Spiskowa teoria budowana przez część mediów, z TVP na czele, okazuje się trudna do obrony. Według TVP Info i „Wiadomości" TVP (podobnie przedstawiono to w filmie „Pucz") rozwój wypadków miał wyglądać tak: 16 grudnia opozycja rozpoczęła okupację sali plenarnej, nazajutrz swoje orędzie wygłosiła premier Beata Szydło i właśnie wtedy rozpoczęły się zakłócenia. Trwały co najmniej trzy dni.
Na antenie „Wiadomości" zaprezentowano mapę zakłóceń, która pokazywała ok. 75 proc. powierzchni Polski. I dodano dramatyczny komunikat, że „władze TVP poinformowały o sprawie Rządowe Centrum Bezpieczeństwa i ABW". W mediach bliskich PiS lansowano tezę o zagrożeniu bezpieczeństwa państwa, szukano rosyjskich wpływów.