Biskup będzie karał za homoseksualną orgię. Co grozi księdzu, który ją urządził?

Biskup sosnowiecki zapowiada surowe kary wobec księdza, który urządził homoseksualną orgię. Grozi mu nawet wydalenie ze stanu kapłańskiego, ale to ostateczność.

Aktualizacja: 29.09.2023 12:30 Publikacja: 27.09.2023 20:57

Kościelny prawodawca w kan. 1395 § 3 nie precyzuje pojęcia „poważniejszych przypadków”, za których p

Kościelny prawodawca w kan. 1395 § 3 nie precyzuje pojęcia „poważniejszych przypadków”, za których popełnienie duchownego należy wydalić ze stanu duchownego

Foto: Adobe Stock

Od tygodnia część mediów oraz opinii publicznej żyje skandalem z Dąbrowy Górniczej. Ksiądz, rezydent w jednej z tamtejszych parafii, zorganizował w swoim mieszkaniu homoseksualną orgię. Gdy jeden z uczestników „zabawy” stracił przytomność, duchowny nie chciał otworzyć drzwi wezwanym na miejsce pracownikom pogotowia. Zrobił to dopiero, gdy interweniowała policja. Obecnie prokuratura prowadzi w tej sprawie dochodzenie z art. 162 kodeksu karnego, który mówi o nieudzieleniu pomocy. Na razie nikomu zarzutów nie postawiono.

Biskup o homoseksualnej orgii: Nie ma przyzwolenia na zło moralne

Swoje dochodzenie – w oparciu o przepisy prawa kanonicznego – prowadzi też sosnowiecka kuria diecezjalna. „Pragnę z całą stanowczością podkreślić, że nie ma przyzwolenia na zło moralne. Każdy, kto zostanie uznany za winnego, zostanie ukarany wedle prawa kanonicznego, niezależnie od wyroku sądu cywilnego. I bardzo przepraszam wszystkich tych, którzy zostali dotknięci i bardzo zasmuceni, czy też nawet zgorszeni sytuacją mającą miejsce w Dąbrowie Górniczej” – to słowa biskupa Grzegorza Kaszaka, ordynariusza sosnowieckiego z listu do księży po tym jak media ujawniły skandal. Listu z 22 września.

Tego samego dnia komunikat opublikowało też biuro prasowe diecezji. Jego szef, ks. Przemysław Lech, napisał: „Jesteśmy zdeterminowani, aby to zło wyrwać z korzeniami”. Z kolei biskup słowa o braku „przyzwolenia na zło moralne” oraz obietnicę ukarania winnych powtórzył w liście do wiernych diecezji sosnowieckiej z 23 września.

Po lekturze tych dokumentów można byłoby uznać, że zarówno biskupowi, jak i jego współpracownikom w kurii zależy na wyjaśnieniu sprawy, znalezieniu i ukaraniu wszystkich duchownych uczestniczących w orgii – na razie wiadomo o tym, że był co najmniej jeden (najemca mieszkania). Kilka faktów z tej historii każe powątpiewać w to, czy od samego początku tej sprawy po stronie biskupa była aż tak wielka determinacja do jej wyjaśnienia i wyciągnięcia konsekwencji. Czy nie pojawiła się ona dopiero wtedy, gdy sprawę nagłośniły media? Z kolei powtarzanie słów o srogich karach w odniesieniu do winnych doskonale brzmi w komunikatach i przez postronnych obserwatorów – w tym także media - może być rzeczywiście odbierane jako determinacja do „wyrwania zła z korzeniami”. W praktyce jednak – o czym biskup i jego współpracownicy powinni wiedzieć – sięgnięcie po owe surowe kary nie jest wcale takie proste.

Długa wędrówka doniesienia od proboszcza do kurii

Zacznijmy od początku. Seksualna impreza odbyła się w mieszkaniu ks. Tomasza Z. w nocy z 30 na 31 sierpnia (data ta pojawiła się w publikacjach prasowych, potwierdziła ją prokuratura, a także kuria w kilku wydanych przez siebie komunikatach). Sprawa zostaje ujawniona przez „Gazetę Wyborczą” 20 września. Ksiądz Andrzej Stasiak, proboszcz parafii w Dąbrowie Górniczej, na terenie której miały miejsce gorszące wydarzenia, nie chce z dziennikarzem rozmawiać, odsyła do kurii. Ta informuje, że pisemna informacja od proboszcza o wydarzeniach w mieszkaniu jednego z księży dotarła do niej 12 września. Ale z proboszczem udaje się porozmawiać dziennikarzom „Faktu”. Duchowny mówi: „O sprawie dowiedziałem się od ks. Tomasza, który poinformował mnie o tym zdarzeniu następnego dnia i natychmiast zgłosiłem sprawę sosnowieckiej kurii”. Z innych przekazów medialnych wiemy zaś, że w chwili, gdy sprawą zajęli się dziennikarze ksiądz miał przebywać na zaplanowanym wcześniej urlopie.

Czytaj więcej

Papież Franciszek zaprowadza swoje porządki w Kościele

A zatem: proboszcz dowiaduje się o interwencji pogotowia i policji w mieszkaniu księdza, który mieszka na terenie jego parafii, najpóźniej 1 września od samego zainteresowanego. Twierdzi, że kurię powiadomił „natychmiast”, ta zaś utrzymuje, że pisemną informację otrzymała dopiero 12 września – 12 dni od zdarzenia. Skąd rozbieżności? Czy ktoś tu kłamie? Zakładajmy, że wszyscy mówią prawdę. Proboszcz faktycznie informuje kurię natychmiast, ale ta żąda informacji – czytaj: złożenia doniesienia – na piśmie. To procedura całkiem zrozumiała. Dlaczego zatem złożenie pisemnego dokumentu zajęło proboszczowi parafii ponad tydzień? Przyjmijmy, że nie pojechał do Sosnowca osobiście lecz nadał pismo listem poleconym za potwierdzeniem odbioru. Przesyłka taka mogła pokonywać drogę z Dąbrowy Górniczej do Sosnowca w takim właśnie czasie.

W każdym razie 12 września biskup powołuje komisję do zbadania sprawy. Można zatem przyjąć, że skoro powstała ona tego samego dnia, w którym wpłynęło oficjalne zawiadomienie, to pewne procedury zmierzające do jej powołania rozpoczęto nieco wcześniej. Ostatecznie wydaje się, że z chwilą utworzenia komisji uruchomione zostało tzw. dochodzenie wstępne, o którym mowa w kan. 1717 Kodeksu Prawa Kanonicznego (KPK). Ma ono na celu zebranie wszystkich informacji o sprawie, potwierdzeniu lub zanegowaniu zarzutów i przedstawienie wyniku dochodzenia ordynariuszowi, który zadecyduje co będzie działo się dalej.

Zawieszenie pod naciskiem?

W komunikacie z 22 września szef bura prasowego diecezji sosnowieckiej wskazał, że za „występki”, o których mowa w kan. 1395 KPK duchowny może zostać wydalony ze stanu kapłańskiego. Podkreślił przy tym, że „Ks. Tomasz Z., którego udział w tym, co wydarzyło się w Dąbrowie Górniczej w nocy z 30 na 31 sierpnia, nie budzi żadnych wątpliwości, został 21 września br. pozbawiony wszystkich urzędów i funkcji kościelnych do czasu wyjaśnienia sprawy i skierowany do zamieszkania poza parafią”.

Czytaj więcej

Lista księży podejrzanych i skazanych za przestępstwa seksualne w PRL: Nowe przypadki

Sięgnięto tu zatem po kanon 1722 KPK, który stanowi, że ordynariusz „w każdym stadium procesu”, a więc wtedy gdy uzna to za stosowne, może „oddalić oskarżonego od świętej posługi lub od wszelkich urzędów i zadań kościelnych oraz nakazać lub zakazać mu pobytu w jakimś miejscu lub na jakimś terytorium”. Wszystko to w celu „zapobieżenia zgorszeniu, dla ochrony wolności świadków i gwarancji wymiaru sprawiedliwości”. Pytanie dlaczego stało się to dopiero trzy tygodnie po sprawie, ponad tydzień od czasu gdy biskup powołał komisję, dzień po nagłośnieniu sprawy w mediach. Czy decyzja o zawieszeniu księdza została wymuszona publikacjami prasowymi, a wcześniej nikomu to do głowy nie przyszło? Wiele na to wskazuje. Ksiądz Tomasz Z. przez trzy tygodnie – jak gdyby nigdy nic – stawał przy ołtarzu i pełnił swoje funkcje. Owszem, był na urlopie, ale nie był on żadną konsekwencją zdarzeń, do których doszło w jego mieszkaniu.

Komunikat kurii mówi o tym, że ksiądz został „pozbawiony wszystkich urzędów i funkcji kościelnych do czasu wyjaśnienia sprawy i skierowany do zamieszkania poza parafią”. Nie został jednak, jak się wydaje, odsunięty „od świętej posługi”, nie zakazano mu także „publicznego uczestnictwa w Najświętszej Eucharystii”, o czym także kan. 1722 mówi. Pozbawiono go jedynie funkcji i urzędów oraz nakazano przebywanie w określonym miejscu. A wszystko to dopiero wtedy, gdy sprawa ujrzała światło dzienne.

Kłopotliwe kanony

Wróćmy jeszcze do komunikatu z 22 września. Czytamy w nim, że za „występki” opisane w kan. 1395 KPK grożą „najbardziej srogie kary, aż do wydalenia ze stanu duchownego włącznie”. „Występek”, to w gruncie rzeczy delikatne słowo, i choć należałoby powiedzieć wprost, że mamy do czynienia z poważnym w świetle prawa kanonicznego przestępstwem, to jednak zostawmy terminologię na boku. Faktem jest, że część mediów haczyk połknęła. Obwieszczono światu, że biskup wyciąga wobec księdza surowe konsekwencje. To nie do końca prawda.

Owszem każde przestępstwo o podłożu seksualnym, o którym mówi kan. 1395 zagrożone jest karą wydalenia do stanu świeckiego, ale nie jest to takie proste. To kara ostateczna. Paragraf 1 wspomnianego kanonu mówi, że owo przestępstwo musi mieć charakter trwały, powtarzający się, notoryczny, a więc nie można pod ten przepis podciągnąć przestępstwa „okazjonalnego”. Czy w przypadku księdza Z. było to przestępstwo ciągłe? Trudno powiedzieć. Sąd biskupi – o ile w aktach duchownego nie ma śladów po takich „wybrykach” z przeszłości (np. upomnienia biskupa, skarg od osób postronnych) – miałby trudności z udowodnieniem notoryczności przestępstwa.

Czytaj więcej

Sprawa pedofila ks. Józefa Loranca. „Kardynał Wojtyła był wstrząśnięty i w obecności świadków płakał”

Z kolei par. 2 mówi o przestępstwie popełnionym publicznie. Tu między kanonistami toczy się spór. Jedni stoją na stanowisku, że chodzi o przestępstwa popełnione w miejscu publicznym – np. na ulicy. Inni uważają, że publiczne popełnienie przestępstwa ma miejsce także wtedy, gdy zostało dokonane w miejscu ustronnym (np. w mieszkaniu) ale w obecności osób trzecich i istniało prawdopodobieństwo, że zostanie rozgłoszone – stanie się zatem publiczne. I wreszcie w par. 3 mowa jest o zmuszaniu innej osoby do poddania się czynnościom seksualnym przy użyciu przemocy, gróźb lub wykorzystując swoją pozycję.

Nawet jeśli udałoby się czyn ks. Tomasz Z. podciągnąć pod któryś z tych paragrafów, to i tak z automatu nie zostanie wydalony do stanu świeckiego. Procedura postępowania wspomina najpierw o upomnieniu kanonicznym, potem zaś suspensie (zawieszenie), a jeśli ta nie przynosi efektów – czyli duchowny dalej popełnia przestępstwo, za które został ukarany – stopniowe dokładanie innych kar. Ich katalog jest całkiem spory. Są w nim różnego rodzaju nakazy (np. wpłata określonej sumy pieniędzy na wskazany cel lub polecenie przebywania w określonym miejscu), zakazy (np. pojawiania się w jakiś miejscach, zakaz podejmowania posługi spowiednika), pozbawienia (np. godności kościelnych, czy noszenia stroju duchownego). Dopiero na końcu tego katalogu – po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości doprowadzenia do poprawy duchownego – jest wydalenie ze stanu duchownego. Ale zanim do tego dojdzie, to powtórzmy: muszą zostać wyczerpane inne, przewidziane przez prawo, środki.

Jest co prawda jeszcze kan. 1399, mówiący o „sprawiedliwych karach”, który należy zastosować w sprawach ciężkich, gdy „zachodzi konieczność zapobieżenia zgorszeniom lub ich naprawienia”. Jedną z tych kar może być także wydalenie do stanu świeckiego, ale po przepis ten można sięgnąć wtedy, gdy w odniesieniu do jakiegoś przestępstwa brak jest regulacji w kościelnych przepisach. A w sprawach dotyczących przestępstw seksualnych regulacje te są.

W tej sprawie – przynajmniej w oparciu o kanony dotyczące spraw seksualnych – do najsurowszej kary droga daleka. Zasadne wydaje się przyjrzenie jej pod innym kątem.

Zerknąć na przykazanie piąte

Postępowanie kościelne – tak przynajmniej wynika z dotychczasowych komunikatów kurii – idzie w kierunku naruszenia norm szóstego przykazania Dekalogu (kan. 1395) oraz pogwałcenia przez duchownego zobowiązania do życia w celibacie (kan. 277 § 1). Przestępstwa dotyczące szóstego przykazania (poza tymi popełnionymi na szkodę małoletnich) umieszczono w KPK w rozdziale traktującym o przestępstwach „przeciwko specjalnym obowiązkom”. Tymczasem prokuratura prowadzi śledztwo w kierunku nieudzielenia pomocy – do nieprzytomnego mężczyzny zostało wezwane pogotowie lecz ratownikom odmówiono wejścia do mieszkania, było to możliwe dopiero po interwencji policji. Konsekwencją braku pomocy mogła być utrata zdrowia lub nawet życia.

Czytaj więcej

Pedofilia w Kościele. Ks. Isakowicz-Zaleski: Interwencja Watykanu albo będą kolejne afery

Wydaje się zatem, że i te kwestie – o wiele poważniejsze aniżeli występek przeciwko szóstemu przykazaniu – winno rozważyć postępowanie kościelne. W KPK istnieje rozdział traktujący o przestępstwach „przeciwko życiu, godności i wolności człowieka” – właściwie wprost odnoszący się do piątego przykazania Dekalogu: „Nie zabijaj”. Kanon 1397 stanowi, że ukarany ma być ten kto popełnia zabójstwo, ten, który „przemocą albo podstępem porywa lub zatrzymuje człowieka, lub go okalecza, lub poważnie rani”. Zwróćmy uwagę na zatrzymanie. Chodzi tu o takie działanie, gdy jedna osoba zatrzymuje drugą w jakimś miejscu, do którego przybyła ona dobrowolnie i nie daje jej możliwości opuszczenia tego miejsca. Kara za takie przestępstwo jest obligatoryjna, jej wymiar uzależniony jest od wagi przewiny. Ale przepis mówi wyraźnie, że jeśli zaś sprawcą jest duchowny, to w „poważniejszych przypadkach” ma zostać wydalony ze stanu duchownego. Użyte w przepisie słowo „powinien” nie pozostawia wątpliwości jakie jest oczekiwanie prawodawcy.

Jeśli zatem prawdziwe są doniesienia medialne o tym, że w imprezie w mieszkaniu księdza brały trzy osoby: gospodarz oraz dwóch innych mężczyzn, którzy co prawda przyszli z własnej i nieprzymuszonej woli lecz w trakcie zabawy jeden stracił przytomność, drugi został wyrzucony z mieszkania, a gospodarz zabarykadował się w lokalu z nieprzytomnym i odmawiał wpuszczenia ratowników medycznych, to niewątpliwie mamy do czynienia z podstępnym zatrzymaniem człowieka wbrew jego woli – nawet jeśli nie był w stanie jej wyrazić, bo był nieświadomy. Wydaje się bowiem, że należy zakładać, że gdyby był świadomy chciałby aby udzielono mu pomocy. Zwłaszcza, że potrzebę takową dostrzegał inny uczestnik zabawy, który po pomoc dzwonił. Gospodarz zaś, bojąc się konsekwencji wynikających z ujawnienia tego, że jest osobą duchowną i decydując się na odmowę wpuszczenia ratowników medycznych, dokonał bezprawnego zatrzymania osoby, która potrzebowała pomocy. Wydaje się zatem, że znamiona przestępstwa opisanego w kan. 1395 § 1 zostały wypełnione.

Dymisja biskupa nie teraz

Kościelny prawodawca w kan. 1395 § 3 nie precyzuje pojęcia „poważniejszych przypadków”, za których popełnienie duchownego należy wydalić ze stanu duchownego. Niemniej wydaje się, że brak zgody na udzielenie pomocy, co mogło mieć daleko idące konsekwencje, należałoby do katalogu takich przypadków zakwalifikować. Decyzja w tej sprawie należała będzie jednak do biskupa, który po tym jak komisja zakończy prace, będzie musiał orzec jak procedować ją dalej. I choć w przestrzeni publicznej pojawiły się głosy, że biskup Grzegorz Kaszak powinien zrezygnować, oddać się do dyspozycji papieża, bo to nie pierwszy skandal o podłożu seksualnym w jego diecezji, to nawet jeśli rzeczywiście tak powinno się stać, to nie w tym momencie. Przyjęcie rezygnacji biskupa oznacza bowiem, że wszystko w jego diecezji się zatrzymuje, a wszelkie decyzje będzie mógł podejmować nowy ordynariusz. A procedury wyłaniania biskupów diecezjalnych trwają dość długo. Dziś lepiej dla sprawy, by biskup został.

Od tygodnia część mediów oraz opinii publicznej żyje skandalem z Dąbrowy Górniczej. Ksiądz, rezydent w jednej z tamtejszych parafii, zorganizował w swoim mieszkaniu homoseksualną orgię. Gdy jeden z uczestników „zabawy” stracił przytomność, duchowny nie chciał otworzyć drzwi wezwanym na miejsce pracownikom pogotowia. Zrobił to dopiero, gdy interweniowała policja. Obecnie prokuratura prowadzi w tej sprawie dochodzenie z art. 162 kodeksu karnego, który mówi o nieudzieleniu pomocy. Na razie nikomu zarzutów nie postawiono.

Pozostało 97% artykułu
Kościół
Kapelan Solidarności wyrzucony z kapłaństwa. Był oskarżony o pedofilię
Kościół
Polski biskup rezygnuje z urzędu. Prosi o modlitwę w intencji wyboru następcy
Kościół
Podcast. Grzech w parafii na Podkarpaciu
"Rzecz w tym"
Ofiara, sprawca, hierarchowie. Czy biskupi przemyscy dopuścili się zaniedbań w sprawie pedofilii?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kościół
Tomasz Krzyżak: Abp Adrian Galbas do Warszawy to dobry ruch, ale widać przy okazji słabość polskiego Kościoła