Jak wygląda życie w Kijowie? "Połowa sąsiadów wyjechała"

W czasie alarmów chronimy się z żoną na korytarzu przed naszym mieszkaniem. U nas w bloku chyba nikt nie chodzi do schronów, piwnica się nie nadaje. Parking podziemny jest daleko, stacja metra jeszcze dalej - opowiada znajomy profesor z Kijowa.

Publikacja: 14.03.2022 14:20

Ukraińscy żołnierze na ulicy, w Kijowie

Ukraińscy żołnierze na ulicy, w Kijowie

Foto: PAP/Abaca

Wadym Wasiutynski jest profesorem psychologii z kijowskiego Instytutu Psychologii Społecznej i Politycznej. Razem chodziliśmy po ukraińskiej stolicy i tuż przed wybuchem wojny, i gdy trwała od kilku dni. Teraz jestem w Warszawie i pytam profesora przez telefon, jak wygląda jego codzienne życie w Kijowie, w pobliżu którego są rosyjskie wojska.

- W niedzielę po południu były dwa głośnie wybuchy. Trudno powiedzieć, co wybuchło. Nakazano siedzieć w domach. Kijów jest dość dobrze chroniony przez system antyrakietowy. Słucham ekspertów w telewizji, jeden właśnie mówił, że oblężenie tak dużego miasta jest niemożliwe. Na razie nie wyjeżdżam. Nie chodzę też do schronu - mówi Wasiutynski.

- A inni?

- Z naszego bloku chyba nikt nie chodzi do schronów, u nas jest piwnica, która się do tego nie nadaje. 400 metrów od nas jest parking podziemny w nowym bloku, mówi się, że poza stacjami metra to najlepsze na przeczekanie zagrożenia. Ale rzadko kto tam biega. My z żoną podczas alarmów wychodzimy na korytarz w bloku. I siedzimy tam. Ściany między naszym mieszkaniem, mieszkaniem obok i windą są solidne. A te między pokojami kruche. Chodzi też o to, żeby być dalej od okien. Wychodząc na korytarz zakładamy kurtki, żeby było cieplej. Mamy tam krzesełka. I czekamy.

Pociągi metra nie jeżdżą przez Dniepr, jeżeli ktoś chce się przedostać na drugą stronę rzeki, to musi piechotą, przez most

- Nikt z bloku nie chodzi przeczekać alarmów na stację metra? Setki ludzi od pierwszego dnia wojny spędzało noce właśnie w podziemiach metra.

- Do najbliższej stacji, przy dworcu głównym, jest półtora kilometra. Nawet nie wiem, jak wygląda sytuacja na tej stacji. Metro rzadko kursuje, co 30-40 minut, a nie co kilka, jak wcześniej. I nie na całych trasach. Pociągi metra nie jeżdżą przez Dniepr, jeżeli ktoś chce się przedostać na drugą stronę rzeki, to musi piechotą, przez most. Stacje przesiadkowe nie działają, pociągi się tam nie zatrzymują, pewnie po to, by dywersanci nie mogli się przemieszczać. Dużo znajomych, spośród tych, którzy chodzili spać do metra, powyjeżdżało z miasta.

Czytaj więcej

Zełenski: Póki okupanci są na naszej ziemi, musimy ich bić

- Widuje pan sąsiadów?

- Konsjerżka mówi, że połowa mieszkańców z naszego bloku wyjechała. Na naszym piętrze jest sześć mieszkań, podobno wszyscy są, ale widzieliśmy od początku wojny tylko sąsiadów z dwóch mieszkań. Cicho siedzą. Ludzie w ogóle mało wychodzą z domu.

- Pan nadal wychodzi?

- Jak się ma coś stać, to stanie się niezależnie od tego, czy się jest w domu czy na ulicy. Pracuję do 16:00 przy komputerze, potem chcę się przejść z godzinę. Chcę to zrobić, zanim zapadnie zmrok, czyli nawet czasem nie czekam na odwołanie alarmu. Godzina policyjna zaczyna się o 20:00, ale ciemno robi się dużo szybciej, a władze miasta nawołują, by po zmroku nie chodzić. Ulice i chodniki prawie puste. Samochodów niedużo. Na bocznych ulicach są punkty kontrolne, zawsze trzech, czterech chłopców z obrony terytorialnej dyżuruje.

- Są problemy z zaopatrzeniem? Po rozpoczęciu wojny brakowało chleba, były otwarte tylko niektóre sklepy spożywcze, inne nie.

- Supermarketów mamy w pobliżu pięć, dwa są zamknięte, trzy otwarte, od rana do 16:00. W sobotę poszliśmy z żoną do sklepu ekologicznego, gdzie jest lepsze i droższe jedzenie, wyszedłem z pełną siatką. W innych sklepach prawie wszystko jest, ale nie tak jak wcześniej. Są trudności z nabiałem, jajkami. Świeżego mięsa nie ma, konserwy są, podobnie jak szynki i droższe kiełbasy. Z aptekami jest problem, mieliśmy w pobliżu siedem, tylko jedna jest teraz czynna. I wciąż stoi przed nią długa kolejka, 40-50 osób.

Wadym Wasiutynski jest profesorem psychologii z kijowskiego Instytutu Psychologii Społecznej i Politycznej. Razem chodziliśmy po ukraińskiej stolicy i tuż przed wybuchem wojny, i gdy trwała od kilku dni. Teraz jestem w Warszawie i pytam profesora przez telefon, jak wygląda jego codzienne życie w Kijowie, w pobliżu którego są rosyjskie wojska.

- W niedzielę po południu były dwa głośnie wybuchy. Trudno powiedzieć, co wybuchło. Nakazano siedzieć w domach. Kijów jest dość dobrze chroniony przez system antyrakietowy. Słucham ekspertów w telewizji, jeden właśnie mówił, że oblężenie tak dużego miasta jest niemożliwe. Na razie nie wyjeżdżam. Nie chodzę też do schronu - mówi Wasiutynski.

Pozostało 83% artykułu
Konflikty zbrojne
Rosjanom brakuje sprzętu. Zabierają czołgi nawet z wytwórni filmowej
Konflikty zbrojne
Izrael zbombardował stolicę Syrii. Są ofiary
Konflikty zbrojne
Ukraińcy są gotowi do ustępstw. Ale stawiają warunek Zachodowi
Konflikty zbrojne
Opcja atomowa Zełenskiego. Czy w ciągu kilku miesięcy Ukraina skonstruuje własną bombę?
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Konflikty zbrojne
Wojna w Ukrainie. Koreańczycy już walczą i sprawiają problemy
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje