Wadym Wasiutynski jest profesorem psychologii z kijowskiego Instytutu Psychologii Społecznej i Politycznej. Razem chodziliśmy po ukraińskiej stolicy i tuż przed wybuchem wojny, i gdy trwała od kilku dni. Teraz jestem w Warszawie i pytam profesora przez telefon, jak wygląda jego codzienne życie w Kijowie, w pobliżu którego są rosyjskie wojska.
- W niedzielę po południu były dwa głośnie wybuchy. Trudno powiedzieć, co wybuchło. Nakazano siedzieć w domach. Kijów jest dość dobrze chroniony przez system antyrakietowy. Słucham ekspertów w telewizji, jeden właśnie mówił, że oblężenie tak dużego miasta jest niemożliwe. Na razie nie wyjeżdżam. Nie chodzę też do schronu - mówi Wasiutynski.
- A inni?
- Z naszego bloku chyba nikt nie chodzi do schronów, u nas jest piwnica, która się do tego nie nadaje. 400 metrów od nas jest parking podziemny w nowym bloku, mówi się, że poza stacjami metra to najlepsze na przeczekanie zagrożenia. Ale rzadko kto tam biega. My z żoną podczas alarmów wychodzimy na korytarz w bloku. I siedzimy tam. Ściany między naszym mieszkaniem, mieszkaniem obok i windą są solidne. A te między pokojami kruche. Chodzi też o to, żeby być dalej od okien. Wychodząc na korytarz zakładamy kurtki, żeby było cieplej. Mamy tam krzesełka. I czekamy.