Różne rzeczy można powiedzieć na temat wewnętrznych wyborów w Platformie, ale na pewno nie to, że są one ustawione. W tym sensie to realna demokratyczna procedura: o tym, kto pokieruje największą partią opozycyjną, zdecyduje ponad kilkanaście tys. jej członków. Nowego lidera nie namaści dotychczasowy, a wybiorą go sobie – na dobre i na złe – działacze.
W efekcie Platforma ma szanse przestać być partią czysto wodzowską, której przez pierwszych kilkanaście lat nie można było sobie wyobrazić najpierw bez Donalda Tuska, a potem bez Grzegorza Schetyny. Ale nie wystarczy jedynie wprowadzenie procedur demokratycznych, by partia się odpersonalizowała i zinstytucjonalizowała. Do tego jest potrzebna pewna polityczna dojrzałość i uszanowanie woli większości. Takie partie jak CDU, torysi, demokraci czy republikanie istnieją przez pokolenia właśnie dlatego, że stały się instytucjami.
Dowiedz się więcej: Podzielona Platforma. Kto popiera kogo?
Ale to, co dla Platformy jest szansą, jest też w tej chwili jej słabością. Wybory wewnętrzne odbywają się cztery miesiące przed prezydenckimi, które zdeterminują kształt naszej sceny politycznej na najbliższe trzy lata. Nowy lider PO będzie musiał albo dokonać politycznego cudu i pomóc kandydatowi opozycji pokonać Andrzeja Dudę, albo rozpocznie swoje przywództwo w Platformie od poważnej porażki – kolejnej przegranej PO z obozem Zjednoczonej Prawicy. I będzie musiał wziąć tę porażkę na siebie i zacząć od początku walkę o utrzymanie dominującej pozycji partii opozycyjnej.
I to właśnie największe ryzyko obecnego procesu zmian w PO. Nie wystarczy odpersonalizowanie i instytucjonalizacja, jeśli liderzy opozycji nie będą mieli Polakom nic nowego – i ciekawego – do powiedzenia. Dotychczas Platforma przypominała krążownik, który rozpędzony w latach dawnej świetności płynął naprzód siłą inercji, a jego reputacja raczej wynikała z przyzwyczajenia niż z jakichś genialnych pomysłów na opozycyjność. Ale to już minęło. Jeśli nowy lider nie nada partii nowego impetu i nie zaproponuje ciekawego programu, będzie najbardziej demokratycznie wybranym syndykiem masy upadłościowej partii, która przez osiem lat rządziła i bardzo zmieniła Polskę.