Ostatnie dni przebiegają pod znakiem dokładnego wertowania asortymentów największych polskich wydawnictw. Oto bowiem Legimi – platforma, oferująca pakiety e-booków i audiobooków – ogłosiło, że wycofa ze swojej oferty tysiące tytułów.
Czytaj więcej
Pierwszy wydawca wycofał się w ogóle ze współpracy z platformą oferującą e-booki i audiobooki, a inni ograniczyli kooperację. Zarząd Legimi wprowadza dodatkowe opłaty czytelnikom i tłumaczy, że to wina prawa. Kurs akcji spółki zanurkował.
Legimi: Wielu z was straci dostęp do książek, ale jest to poświęcenie, na które jesteśmy gotowi
Gdy nie wiadomo o co chodzi, naturalnie chodzi o pieniądze. Jeśli zaś chodzi o książki, co w ogóle nie dziwi, także chodzi o pieniądze. Afera wokół Legimi, której również jestem beneficjentem jako czytelnik, zaczęła się od wzajemnych oskarżeń między platformą a wydawnictwami. Ci drudzy twierdzą, że Legimi nie przedstawiało im pełnych rozliczeń sprzedaży.
Wydawnictwa oskarżają platformę także o to, że pakiety Legimi które miały być udostępniane po preferencyjnych cenach bibliotekom, były w takim sam sposób sprzedawane także prywatnym firmom. Gazeta Wyborcza donosiła nawet o prowokacji – wydawcy kupili kilka własnych tytułów, których nie znaleźli potem w prezentowanym im przez Legimi raporcie.
Takie przyłapanie in flagranti nie mogło nie odbić się negatywnie na notowaniach Legimi. Do tego doszły jeszcze niedawne zmiany w prawie autorskim, zobowiązujące właścicieli tego typu platform do wypłacania tantiem proporcjonalnie do osiągniętych przychodów. Tego było już za wiele. Niczym lord Farquaad ze „Shreka” platforma stwierdziła, że jej klienci muszą płacić dodatkowo za tysiące książek – ale jest to poświęcenie, na które właściciele Legimi są gotowi.