Rząd zakończył prace nad swoim pierwszym w pełni autorskim projektem budżetu państwa. Premier już wcześniej reklamował go jako budżet budowy i siły. Wzrost gospodarczy ma przyspieszyć do 3,9 proc. po tegorocznych 3,1 proc. Inflacja ma być utrzymana w ryzach, ale zakładane średnioroczne 5 proc. to daleko od celu inflacyjnego. Działać mają wszystkie programy socjalne, w tym przede wszystkim 800+. Mocno w górę mają pójść wydatki na zdrowie, a także na obronność. Rosnąć mają płace, również w budżetówce. Do budżetu mają być wliczone różne ukrywane wcześniej przez PiS poza nim wydatki państwa.
Budżet 2025: Życie na kredycie
Fajnie? No nie bardzo. W sumie wszystko to składa się bowiem na rekordowe 289 mld zł deficytu. Oczywiście mogło być gorzej, bo część ekonomistów się spodziewała, że kataklizm pogodowy na południu Polski znacząco podbije wydatki budżetu. Koszty odbudowy w większości pokryć mają jednak pieniądze unijne. Ale niewiele to poprawia sytuację.
Czytaj więcej
Już w 2026 r. zadłużenie państwa ma przekroczyć granicę 60 proc. PKB – wynika z przyjętej w sobotę przez rząd strategii zarządzania długiem. Główna przyczyna? Rząd nic nie oszczędza.
Po rządach poprzedniej ekipy Polska została objęta unijna procedurą nadmiernego deficytu. Zgodnie z zasadami obowiązującymi w UE nie powinien on przekraczać 3 proc. PKB., u nas ma być w przyszłym roku 5,5 proc. Puchnie dług publiczny. Liczony wedle zasad unijnych w 2026 r. ma wyraźnie przebić dopuszczony konstytucją pułap 60 proc. Rząd może wprawdzie liczyć po naszemu, nie wliczając do deficytu niektórych wydatków i wyraźnie go w ten sposób obniżając. Będzie to jednak tylko czarownie rzeczywistości. Najbliższe dwa lata wspomagane będą kroplówkami w postaci spodziewanej dobrej koniunktury gospodarczej oraz funduszami unijnymi i KPO.
Sytuacja budżetowa wymusi reformy?
Co dalej? Bez tych wspomagaczy będzie znacznie trudniej. Zwłaszcza że budżetowi coraz mocniej ciążyć będą koszty obsługi rosnącego długu. Procedura nadmiernego deficytu wymusi zmiany nie tylko po stronie dochodowej, ale pewnie także wydatkowej. Zapoczątkowanej przez PiS polityki „stać nas na wszystko” raczej nie uda się kontynuować. I całe szczęście, bo to okłamywanie wyborców za ich pieniądze.