Donald Trump, J.D. Vance i inni republikanie od dawna postponują Taylor Swift, największą obecnie gwiazdę pop na świecie. I robią to w niewybredny sposób, co dla prawicowo-populistycznych polityków, nie tylko w Ameryce, jest przecież typowe. Pewnie jak zwykle jest to przejaw strachu, a tym razem republikanie mają się czego bać.
Taylor Swift ma wpływ na poglądy i wybory co najmniej kilkunastu procent wyborców, którzy mogą pójść za jej sugestiami
Chociaż wartość akcji Trump Media & Technology Group od maja do września spadła z 10 mld dol. do 3,4 mld dol., republikański kandydat na prezydenta USA pewnie wciąż zna się na biznesie oraz mediach, więc na pewno widzi, jak rosną wpływy Taylor Swift – nie tylko na koncie i nie tylko w związku z pierwszym w historii tournée Amerykanki, które przyniosło ponad miliard dolarów przychodu.
78-letni Trump jest więc, z całym szacunkiem dla jego pozycji, postacią schodzącą z podium, zaś 34-letnia Swift dopiero zaczyna swój marsz po rząd dusz. A chodzi o całkiem wymierną władzę. „The Times” wyliczył, że 53 proc. Amerykanów to fani Taylor Swift, co przekracza wskaźnik poparcia dla wszystkich – dawnych i obecnych – kandydatów na prezydenta USA. Bycie fanem nie oznacza konkretnego głosowania w wyborach prezydenckich. Są jednak i inne dane: Swift ma wpływ na poglądy i wybory co najmniej kilkunastu procent wyborców, którzy mogą pójść za jej sugestiami.
Czytaj więcej
Po debacie prezydenckiej w USA, w której Kamala Harris zmierzyła się z Donaldem Trumpem, popularna amerykańska piosenkarka, Taylor Swift ogłosiła na Instagramie kogo popiera w nadchodzących wyborach.
Oczywiście chodzi o tych najmłodszych, mających prawo do głosowania pierwszy, drugi, a może trzeci raz. Republikanie boją się więc o to, że ich wnuki i dzieci, które stanowią 25 proc. grona fanów Swift, zagłosują przeciwko nim: że to będzie takie amerykańskie Jagodno, gdzie młodzież odsuwała PiS od władzy do trzeciej nad ranem.