Rok szkolny warto zakończyć z hukiem, choćby przez wprowadzenie zmian, które wiążą się z wyjątkowo trudną realizacją. - Zleciłam prace nad przygotowaniem rozporządzenia, które wprowadzi jedną godzinę lekcji religii od przyszłego roku szkolnego – powiedziała ministra edukacji Barbara Nowacka. A zatem, jeśli rozporządzenie wejdzie w życie, szkoły będą zmuszone od nowa układać swój plan pracy. Ponadto katecheci nie będą pewni tego, czy uda im się utrzymać swoje posady, a ewentualne nauczanie religii w grupach międzyklasowych lub międzyoddziałowych stanie się nie lada wyzwaniem.
To nie atak sił laickich na lekcje religii. Nastroje społeczne zmieniały się od dłuższego czasu, więc decyzja Barbary Nowackiej nie wywołuje zdziwienia
Jednak wcale nie dziwię się ogłoszeniu takich decyzji. I nie chodzi wcale ani o wcześniejsze obietnice rządu, ani o rzekomą walkę o świeckie państwo. Nastroje społeczne w sprawie religii zmieniały się już od dłuższego czasu. Przyczyna takiego stanu rzeczy nie tkwi wcale w zmasowanym ataku laickich sił o nieokreślonej proweniencji. Nawet tendencje nadciągające z Zachodu nie odegrały tutaj wielkiej roli. Nie pomogą nawet lamenty tych, którzy wskazują, że o katolicyzmie wciąż trzeba uczyć. Bo nikt tak Polaków nie zniechęcił do lekcji religii, jak sam sposób prowadzenia katechezy.
Czytaj więcej
Barbara Nowacka: „Kościół się przyzwyczaił, że wszystko ma. Że politycy są na rozkaz. Że jeżeli chcą dostać dotacje, subwencje, granty – wszystko jest dla nich. W tej chwili Kościół zyskuje na tym, że zatrudnia katechetów i przede wszystkim księży i nie czuje się zobowiązany dawać im takich świadczeń, jakie powinien. I mam świadomość, że uderzamy w interes pewnej grupy, która w dodatku przez ostatnich osiem lat przyzwyczaiła się, że ma wszystko”.
W większości przypadków jest on taki sam na każdym poziomie edukacji. Tak jakby uczniowie wiecznie uczęszczali do szkoły podstawowej. No, dobrze jak już są starsi, to może pojawi się coś o seksualności, aborcji, a nawet relacjach międzyludzkich. Nie przekazuje się tam żadnej wiedzy teologicznej, katecheci uciekają od trudnych pytań, sprawdzają znajomość modlitw oraz najbardziej elementarnej wiedzy z Biblii. Wałkują ciągle te same przypowieści, identyczne fragmenty z Ewangelii – a to i tak robią tylko ci z nich, którym się jeszcze chce.
Naprawdę nic dziwnego, że przygotowanie do bierzmowania, tego egzaminu dojrzałości chrześcijańskiej, polega głównie na klepaniu modlitw oraz zbieraniu podpisów po mszy. Do przyjęcia tego sakramentu przekonuje uczniów najczęściej argument ostateczny katechetów – a co jak kiedyś będziesz chciał/a wziąć ślub w Kościele? – oraz naciski ze strony rodziny.