Holendrzy odprawiali gorzkie żale narzekając, że wynik ich meczu z Polską (2:1) jest niesprawiedliwy, bo powinni wygrać wyżej. Oczywiście — mieli tyle sytuacji, że powinni. Ale nie zrobili tego, bo albo przeszkadzali im Polacy, albo nie byli dość dobrzy. To, co nazywa się potocznie „szczęściem” lub „pechem”, to nic innego jak umiejętności. Na tym polega piłka nożna.
Sytuacja jest szczególna, bo do tej pory na ogół krytykowaliśmy reprezentację nawet, kiedy wygrywała, a teraz chwalimy ją po porażce. W dodatku to pierwsza przegrana, od kiedy trenerem został Michał Probierz. Inaczej mówiąc: drużyna przegrała bodaj najważniejszy mecz, a my skandujemy „nic się nie stało”.
Czytaj więcej
Impreza w Niemczech będzie najnormalniejszym turniejem piłkarskim od lat, ale nie pozostanie raczej wolna od polityki
Kiedy trenerem był Jerzy Brzęczek, reprezentacja nie wygrała pierwszych sześciu meczów. Zaczęła zwyciężać wtedy, gdy zaczęły się eliminacje mistrzostw Europy, czyli w odpowiednim momencie. Teraz sytuacja jest odwrotna.
Polska — Holandia. Dlaczego nie skandujemy, że nic się nie stało?
Polacy z Holandią zagrali inaczej, niż dotychczas: odważnie, ładnie, w sposób urozmaicony. To właśnie sprawiło, że spotkali się z sympatią. Ciekawe, że wolimy ładnie przegrać, niż brzydko wygrać.