Nie wiem, co musi mieć w głowie urodzony w 1976 roku były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, że mógł sobie pozwolić, nawet w prywatnej (jak sądził) rozmowie, na nazwanie legendy antykomunistycznego podziemia Kornela Morawieckiego ruskim agentem. Cóż, zakładam że komunizmu dobrze nie pamięta.
Czytaj więcej
Za „atakami” na Fundusz Sprawiedliwości stali były premier Mateusz Morawiecki i prezes NIK Marian Banaś - mówił dwa miesiące temu były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski. Kolejne nagranie tzw. taśm Tomasza Mraza ujawnili dziennikarze programu „19.30” w TVP.
Co Marcin Romanowski może wiedzieć o Kornelu Morawieckim?
Rodził się w czasach, kiedy Morawiecki senior był już opozycyjnym weteranem. Miał cztery lata, kiedy przyszły lider Solidarności Walczącej organizował strajki we Wrocławiu. Spodziewam się, że również nie śledził jakoś nadzwyczajnie uważnie działalności Morawieckiego w SW w latach stanu wojennego. Z prostej przyczyny; nawet gdyby był przedwcześnie politycznie dojrzałym siedmiolatkiem, w początkach lat 80. do wioski Skrwilno gdzieś pod Rypinem, w której się urodził, bibuła Solidarności Walczącej pewnie licznie nie docierała.
Historię Kornela Morawieckiego może więc znać tylko z książek. Albo z legendy, jaką wokół jego postaci budowała partia prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Czy brał udział w pogrzebie byłego marszałka seniora w 2019 roku? Pewnie tak, bo było to wtedy dobrze widziane.
Kim jest Marcin Romanowski?
Dlatego podłość, którą wypada mu zarzucić, ma tło podwójne. Romanowski nie tylko pluje na historyczną, choć bez wątpienia kontrowersyjną postać polskiej opozycji, ale też opluwa jeden z ważniejszych autorytetów własnej formacji. Co za tym stoi? Czy tylko niechęć do konkurenta na prawicy, któremu zarzuca zresztą zarówno ruską, jak i niemiecką agenturalność? Rewelacje Tomasza Piątka, w które na prawicy nie wypada wierzyć? A może jest za tym coś więcej? Zadufanie, poczucie wyższości, jakiś szczególny tytuł do pogardy?