Do przygotowania tostów nie trzeba miotacza ognia, zerwanie kwiatka nie wymaga użycia maczety, a po drobne zakupy nie trzeba jechać półciężarówką. Powyższe przykłady pochodzą z popularnego klipu, który kilka lat temu opublikował brytyjski ruch #BikeIsBest. Chciał przekonać widzów, że do przemieszczania się na krótkich odcinkach najlepszy jest rower. Kampania przypadła do gusty lewicy, zwłaszcza tej wielkomiejskiej, która w całej Europie walczy z samochodozą. I właśnie polska Lewica mi o niej przypomniała, próbując strzelać z armaty do pszczół.
Czytaj więcej
Jeśli sprzedawca zarabia na obrocie używanymi mieszkaniami, kupujący może zapłacić nawet 10 proc. podatek. Tak wynika z projektu nowelizacji ustawy o PCC, która ma ukrócić flipping.
Pszczołami są mityczni flipperzy, którzy kupują mieszkania, aby je szybko wyremontować i z zyskiem odsprzedać. Pewnie nie jest to popularna opinia, ale moim zdaniem to pożyteczne i w gruncie rzeczy trudne zajęcie. Flipper jest cenobiorcą, tzn. może sprzedać mieszkanie za cenę obowiązującą na rynku. To oznacza, że zarobi na transakcji o tyle, o ile kupi lokal w cenie niższej od rynkowej. I to o tyle niższej, żeby różnicy nie pochłonęły koszty samej transakcji, kapitału oraz – przede wszystkim – remontu. A trzeba pamiętać, że mieszkania z rynku wtórnego – nawet te świeżo wyremontowane – są często tańsze niż mieszkania nowe. Wykończenie to kwestia gustu i nikt nie chce płacić za coś, co w jego mniemaniu wymaga zmian. Flipper musi się liczyć z tym, że zaproponowane przez niego wykończenie nie będzie warte tyle, ile faktycznie kosztowało. Ryzyko jest mniejsze, jeśli inwestor potrafi – dzięki korzyściom skali przy zakupach, sprawdzonym wykonawcom – urządzić mieszkanie taniej niż potencjalny nabywca.
Czy flipperzy windują ceny mieszkań?
Z perspektywy Lewicy, która złożyła w Sejmie projekt ustawy określanej mianem tarczy antyflipperskiej, tacy inwestorzy nie są jednak pszczołami. Są bardziej jak muchy, owady uprzykrzające życie, a nawet przenoszące choroby. Powodują nadmierny wzrost cen mieszkań, które przez to stają się niedostępne dla młodych ludzi. Czy tak jest? Nie wiadomo, bo wiarygodnych danych o rozpowszechnieniu zjawiska flippingu nie ma. Na rynku pierwotnym, jak wynika ze statystyk NBP, około 4 proc. mieszkań jest kupowanych na inne cele niż zaspokojenie własnych potrzeb lub wynajem. Jakaś część tych transakcji to zakupy spekulacyjne, w jakimś stopniu zbliżone do flippów. Czy na rynku wtórnym, który teoretycznie bardziej nadaje się do takich transakcji, ich udział jest większy? Jesteśmy skazani na domysły. Tym bardziej nie wiadomo, czy ich udział w obrocie nieruchomościami rośnie, co uprawdopodabniałoby tezę, że jest to jedno ze źródeł presji na wzrost cen.