Jędrzej Bielecki: Polska w NATO – drugiej takiej szansy już nie będzie

Słaba Rosja, prezydent USA podatny na argumenty Warszawy, Polska zjednoczona w drodze na Zachód, Europa na gospodarczej fali: takie okoliczności poszerzenia NATO już się nie powtórzą.

Publikacja: 11.03.2024 13:02

Jubileuszowy szczyt NATO z okazji 50. rocznicy powstania sojuszu. Premier Jerzy Buzek, prezydent Ale

Jubileuszowy szczyt NATO z okazji 50. rocznicy powstania sojuszu. Premier Jerzy Buzek, prezydent Aleksander Kwaśniewski, drugi rząd: minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek i minister obrony Janusz Onyszkiewicz

Foto: PAP/Radek Pietruszka

16 marca 1999 roku jako korespondent „Rzeczpospolitej” w Brukseli byłem świadkiem ceremonii podniesienia polskiej flagi przed Kwaterą Główną NATO. Powszechne było wtedy odczucie, że to część nieodwracalnego procesu przesuwania się na wschód strefy wolności i demokracji.

Ćwierć wieku później obraz tamtego dnia jest zupełnie inny. To raczej wynik niezwykłych okoliczności, które już się nie powtórzą. Skarb, o który trzeba dbać szczególnie, bo drugi raz go nie dostaniemy.

Bill Clinton zdecydował się na poszerzenie NATO z Rosją Jelcyna. Ale czy zrobiłby tak z Rosją Putina?

Już rok później do władzy doszedł Władimir Putin, który po zduszeniu rosyjskiej demokracji (przynajmniej od słynnego przemówienia w Monachium w 2007 roku) zaczął systematyczny proces odbudowy rosyjskiego imperium. To pokazuje, że wizja członkostwa Rosji w NATO, budowy architektury bezpieczeństwa z Kremlem, a nie w opozycji do jego podbojów, nigdy nie była realna.

Bill Clinton zdecydował się na przełomie 1994 i 1995 roku na poszerzenie NATO, bo miał naprzeciwko siebie słabego Borysa Jelcyna. Zrobił to wręcz za cichym przyzwoleniem Moskwy, która zawarła jednocześnie Akt Stanowiący Rosja–NATO, dotyczący ich wzajemnych stosunków. Czy odważyłby się na taką geostrategiczną zmianę, mając naprzeciwko siebie Władimira Putina? Można mieć wątpliwości, bo Clinton, polityk z głębokiej, amerykańskiej prowincji bez doświadczenia w sprawach zagranicznych, nie kierował się tu jakąś przemyślaną strategią, a raczej dał uwieść sprzyjającym Polsce okolicznościom. Już cztery lata później Ameryka ugrzęzła w irackiej kampanii, co położyło kres jej absolutnej dominacji na świecie po rozpadzie ZSRR. Od czasów Baracka Obamy zaczęła się odwracać od Europy, aby lepiej powstrzymać ekspansję Chin, a wraz z Donaldem Trumpem w ogóle podała w wątpliwość sens NATO. 

Czytaj więcej

Jacek Siewiera: Jesteśmy na pierwszym miejscu pod względem wydatków na obronność

Polska powinna jednoznacznie poprzeć wybór Joe Bidena na drugą kadencję.

Zmieniła się jednak i Europa. W 1999 roku bez oporów poszła ona za amerykańską ideą poszerzenia NATO. Jednak od wielkiego kryzysu finansowego sprzed 15 lat nie było poważnego poszerzenia sojuszu atlantyckiego i Unii. Wobec zagrożenia populistycznym nacjonalizmem Francja i Niemcy wolą koncentrować się na rozwiązaniu spraw krajowych niż dawaniu gwarancji bezpieczeństwa innym.

Wreszcie dzisiejsza Polska nie jest tą sprzed ćwierć wieku. Jedność kraju w drodze na Zachód, sukces polskiego cudu gospodarczego robił wtedy wrażenie na całym świecie. Osiem lat rządów PiS-u podało jednak w wątpliwość to, co wydawało się nienaruszalne: rządy prawa i demokrację. Pod koniec lat 90. właśnie z tego powodu z procesu przyjęcia do sojuszu atlantyckiego została wykluczona Słowacja Vladimíra Mečiara. Podobnie byłoby i z Polską.

 Dzisiejsza Polska nie jest tą sprzed ćwierć wieku. Osiem lat rządów PiS-u podało jednak w wątpliwość to, co wydawało się nienaruszalne: rządy prawa i demokrację

Dziś największe zagrożenie dla NATO nadchodzi ze strony Trumpa. Od października za jego sprawą Kongres blokuje pomoc dla Ukrainy, a jeśli zdobędzie Biały Dom, może w ogóle zniweczyć wiarygodność sojuszu. U progu wizyty w Waszyngtonie prezydenta Dudy i premiera Tuska Polska powinna więc jednoznacznie poprzeć walkę o drugą kadencję Joe Bidena. To jeden z ostatnich aktorów polskiej akcesji do sojuszu sprzed ćwierć wieku, który wciąż pozostaje u władzy.

16 marca 1999 roku jako korespondent „Rzeczpospolitej” w Brukseli byłem świadkiem ceremonii podniesienia polskiej flagi przed Kwaterą Główną NATO. Powszechne było wtedy odczucie, że to część nieodwracalnego procesu przesuwania się na wschód strefy wolności i demokracji.

Ćwierć wieku później obraz tamtego dnia jest zupełnie inny. To raczej wynik niezwykłych okoliczności, które już się nie powtórzą. Skarb, o który trzeba dbać szczególnie, bo drugi raz go nie dostaniemy.

Pozostało 88% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich