Lista proponowanych zmian w traktatach europejskich jest rewolucyjna. To choćby zniesienie prawa weta w 65 obszarach podejmowania decyzji przez Radę Unii Europejskiej, przekazanie Brukseli wyłącznych kompetencji w ochronie środowiska i znaczne poszerzenie zakresu kompetencji współdzielonych przez władze narodowe i europejską centralę (np. o sprawy zagraniczne czy ochronę granic). Wizja eurodeputowanych zakłada też ograniczenie składu Komisji Europejskiej do 15 członków, przez co w tym kluczowym organie nie każdy kraj UE byłby reprezentowany. Wreszcie, reforma znacznie uprościłaby procedurę zawieszenie w prawach członkowskich krajów, które łamią zasady państwa prawa.
Czytaj więcej
Jeśli chcemy liczyć na korzystne miejsce w zredefiniowanej Europie, nie możemy oczekiwać, że ktoś zadba o nasze sprawy za nas. Musimy jak najszybciej wypracować polską strategię i oczekiwania wobec renegocjacji traktatów unijnych.
O reformie Unii nie zdecydują eurodeputowani
Przegłosowanie tych zmian jest przesądzone, bo porozumiały się w tej sprawie główne kluby Parlamentu Europejskiego, od chadeków (EPL) przez socjaldemokratów (S&D) po liberałów (Renew) i zielonych. Jednak inaczej niż w Polsce, gdzie PiS straszy likwidacją państw narodowych, obrady wzbudziły umiarkowane (a i to jest eufemizm) zainteresowanie głównych mediów europejskich. A to dlatego, że tak samo, jak dwie dekady temu projekt europejskiej konstytucji czy pomysł powołania europejskiej armii, i ten skok w federalność dołączy do wielkiej liczby reform, które miały zbudować Stany Zjednoczone Europy, a skończyły się na niczym. Powód jest prosty: to nie eurodeputowani, ale rządy narodowe zdecydują (i to jednomyślnie) o wprowadzeniu jakichkolwiek zmian w traktach. A tu dominują nastroje niechętne dalszej integracji, a nie jej pogłębianiu.
Holendrów znacznie bardziej od budowy europejskiego superpaństwa interesuje odcięcie się od emigracji i zachowanie osłon socjalnych
Dobrym przykładem jest Holandia. Ten niewielki kraj od wieków stawia na handel, aby utrzymać swoją niezwykłą zamożność. Dlatego tradycyjnie popierał rozwój Unii, a w szczególności wzmocnienie jednolitego rynku. Duża liczba holenderskich megakoncernów czy wielkich banków, jak Philips i ING, czują się jak ryby w wodzie w wielkiej Europie. Jednak dziś nawet Holandia dołączyła do krajów eurosceptycznych. Jeśli wierzyć sondażom, o miano zwycięzców środowych wyborów będą walczyli liderzy różnych ugrupowań skrajnej prawicy: Geert Wilders, Pieter Omtzigt czy Thierry Baudet. Frans Timmermans naznaczony łatką „eurokraty” (był wiceszefem KE) ma w tym starciu niewielkie szanse na wygraną.