Bogusław Chrabota: Powstanie Warszawskie jak mit o potopie

Powstanie jest jak legenda, ale legenda dnia wczorajszego. Nie przeszło jeszcze w sferę mitu, skoro są wciąż wśród nas jego uczestnicy. Zawsze, gdy ich widzę, łapię się na myśli, że jestem, czy mógłbym być jednym z nich. Ta sama biologia, ta sama krew, te same uczucia.

Publikacja: 01.08.2023 16:25

79. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

79. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

Foto: PAP/Marcin Obara

Wobec ludzi z zamierzchłej przeszłości rzadko potrafimy być empatyczni. Odległość w czasie buduje emocjonalny dystans. Bohaterowie przechodzą ze świata żywych na karty podręczników. Z powstaniem jest inaczej. To ciągle piekło emocji, temperatura debaty, rozbieżne poglądy. Spory o politykę, o postawy. O decyzje dowódców. Czy było wymuszonym całopaleniem pokolenia, czy jego naturalnym buntem? Przejawem bohaterstwa, czy tromtadracji? Świętą ofiarą, czy przekleństwem?

Póki żyjemy, sprawa nie zostanie zamknięta, może nawet nie zgaśnie przez kolejne pokolenia. Ale prócz historiozofii, w którą wpisują się dzieje powstania, są jeszcze zwykłe ludzkie opowieści żyjące i wciąż powtarzane w polskich domach i rodzinach.

Czytaj więcej

Jan Ołdakowski: Powstanie Warszawskie nas łączy

W moim domu rodzinnym opowiadano przez lata historię pana M. przyjaciela mojego ojca. Oto więc M., urodzony i wychowany na Żoliborzu przetrwał bombardowania i ostrzał dzielnicy w podziemiach czynszowego domu, w którym mieszkał z rodzicami. Kiedy Niemcy zdobyli ostatecznie zdobyli zmasakrowany bombardowaniami kwartał, zebrali cywilną ludność kilku najbliższych kamienic na podwórku jednej z nich i wszystkich rozstrzelali. Ofiarami były zresztą głównie kobiety, dzieci, starcy i ranni, bo wszyscy zdolni do noszenia broni walczyli w powstaniu. M. był nie tylko świadkiem tego pogromu, ale również jego ofiarą. On też stał przed lufami, również  do niego strzelano. Szczęśliwym trafem kule spowodowały tylko powierzchowne obrażenia, ale padł jak wszyscy pod zwałami ciał, wśród których były zwłoki jego ojca, matki i rodzeństwa. Oprzytomniał dopiero nocą i zakrwawiony wydostał się na powierzchnię. Potem była gehenna tułaczki po wypalonym mieście, ukrywania się przed Niemcami, walki o kawałek chleba i świeżą wodę. Nie wiem jak przetrwał. Zresztą do dziś, mimo wiedzy o dziesiątkach podobnych przypadków ciężko mi sobie wyobrazić dzieje tego dwunastolatka, powstańczej sieroty, która przekracza kolejne kręgi piekieł i szczęśliwie dożywa końca Armagedonu, który sprawili Warszawie Niemcy. Nieco łatwiej już sobie wyobrazić jak trafia w końcu w jakieś bezpieczne ręce w wiosce koło Kampinosu, by przeżyć zimę i doczekać końca okupacji.

Czytaj więcej

79. rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Powstańcy apelują o godne uczczenie

Jakież mogło być to ludzkie życie po wojnie? Jak można było sobie dać rady z takim obciążeniem? Do dziś ta historia obezwładnia, stawia pod znakiem zapytania wszystkie wartości, ale jest też niebywale mocnym świadectwem ludzkiej woli przetrwania. A może nawet  czegoś więcej?  Świadectwem siły Opatrzności? Nie wiem. To dzisiejsza perspektywa człowieka dorosłego, ale jak silne musiała wywoływać emocje, kiedy słuchałem tej historii jako dziecko! Nic dziwnego, że nigdy nie odważyłem się zapytać M. o tamte czasy. Bałem się, że go zranię.

Powstanie jest jak mit o potopie, który miał nas Polaków zetrzeć z powierzchni ziemi i który cudem przetrwaliśmy. Silniejsi. Zdrowsi. Mocniejszy tamtą tragedią.

Czy inni mają ten sam problem? Czy odczuwają ten sam cień obawy przed desakralizacją świętej sprawy, kiedy obcują z powstańcami. Wiem, rozum podpowiada, że to nonsens, ze trzeba cieszyć się nimi, póki żyją, tak niewielu ich zostało. A jednak mam z tym problem, kiedy wędruję pierwszego wieczora sierpnia na kwatery powstańcze. W gęstym powietrzu dusi zapach topiących się świec. Zewsząd słychać szepty. To ta sama dyskusja co zawsze. Nie żal wam Baczyńskiego i jego młodej żony? Nie żal Gajcego? Wystawiliście ich na śmierć. Nie, sami chcieli godnie walczyć o Polskę, a nie umierać! Nie dało się powstrzymać powstańców. Szkolili się do tej walki przez całą okupację. Śmierć przyszła mimo woli.

Czytaj więcej

Powstaniec warszawski apeluje do młodych. "Demokracja jest zagrożona"

Próbuję wygłuszyć te głosy. Wrócić do rzeczywistości narodowej legendy. Powstanie jest jak mit o potopie, który miał nas Polaków zetrzeć z powierzchni ziemi i który cudem przetrwaliśmy. Silniejsi. Zdrowsi. Mocniejszy tamtą tragedią.

Wobec ludzi z zamierzchłej przeszłości rzadko potrafimy być empatyczni. Odległość w czasie buduje emocjonalny dystans. Bohaterowie przechodzą ze świata żywych na karty podręczników. Z powstaniem jest inaczej. To ciągle piekło emocji, temperatura debaty, rozbieżne poglądy. Spory o politykę, o postawy. O decyzje dowódców. Czy było wymuszonym całopaleniem pokolenia, czy jego naturalnym buntem? Przejawem bohaterstwa, czy tromtadracji? Świętą ofiarą, czy przekleństwem?

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich