Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak spełnić mieszkaniowe marzenia

Broń Boże, nie regulujmy cen mieszkań. Bo skończy się jak z węglem. Rozwiązaniem powinno być zwiększenie podaży mieszkań – przede wszystkim pod długoterminowy wynajem.

Publikacja: 20.10.2022 15:45

Zamiast regulować ceny, raczej zaprzęgnijmy prywatny kapitał do finansowania budowy lokali na wynaje

Zamiast regulować ceny, raczej zaprzęgnijmy prywatny kapitał do finansowania budowy lokali na wynajem

Foto: AdobeStock

Aż 56 proc. Polaków uważa, że państwo powinno uregulować kwestie wzrostu cen nieruchomości – wynika z badania GfK, które dzisiaj publikuje „Rzeczpospolita”. Zadziwia mnie ta wiara w polityków i urzędników, którzy mieliby się tym zająć.

Owszem, z mieszkaniami jest problem. Już w czasie pandemii ich ceny wystrzeliły. Na rynku wtórnym w 2020 r. urosły średnio aż o 13,4 proc., przy inflacji 2,4 proc., w 2021 – już o 9,3 proc., przy inflacji 8,6 proc. W bieżącym roku w zależności od miasta idą w górę o 4-13 proc. rok do roku, przy inflacji 17,2 proc.

Czytaj więcej

Polaków nie stać na zakup i wynajem. Ceny do regulacji?

Za eksplozję cen mieszkań opowiada w lwiej części polityka banku centralnego: wystraszona pandemią RPP obniżyła wiosną 2020 r. stopy procentowe NBP niemal do zera i utrzymywała je na tym poziomie aż do jesieni 2021. W obliczu realnych strat na bankowych lokatach co bardziej majętni rzucili się ratować oszczędności, inwestując je w mieszkania i w efekcie dali pierwszy silny impuls do wzrostu cen metra kwadratowego.

Drugim impulsem była eksplozja kredytów hipotecznych – w 2021 r. ich sprzedaż skoczyła pod względem wartości aż o 40 proc. Przy rosnącej inflacji i niemal zerowych stopach procentowych taki kredyt jawił się wtedy jako prezent od losu.

Na tak nagły wzrost popytu rynek mieszkaniowy nie jest w stanie odpowiedzieć adekwatnym zwiększeniem podaży. Cykl inwestycyjny jest zbyt długi – trwa zwykle kilka lat od momentu rozpoczęcia formalności. Ceny po prostu musiały wzrosnąć. Jeśli nie chcemy, by rosły, naciskajmy na polityków i innych decydentów, by unikali działań powodujących tak znaczne rozchwianie rynku.

I, broń Boże, nie regulujmy cen mieszkań. Bo skończy się jak z węglem, którego stawki maksymalne próbował narzucić rząd, a skończyło się brakami. Doświadczenie podpowiada, że administracyjne duszenie cen jakiegoś towaru prowadzi najpierw do zmniejszenia opłacalności jego wytwarzania, a w skrajnym przypadku strat. I w efekcie do ograniczenia podaży. Czyli będzie mniej mieszkań.

Szkoda, że rząd, zamiast rozdawać pieniądze na prawo i lewo i brnąć w mrzonki w rodzaju Mieszkania+ nie wspiera mocniej np. sprawdzonego samorządowego programu Towarzystw Budownictwa Społecznego

Problem jest – zwłaszcza w przypadku młodych ludzi, bo kredyt hipoteczny w efekcie wzrostu stóp procentowych stał się niedostępny, a stawki najmu eksplodowały, ścigając się z inflacją. Rozwiązaniem powinno być zwiększenie podaży mieszkań – przede wszystkim pod długoterminowy wynajem.

Dlatego nie bałbym się funduszy inwestujących w lokale, choć dzisiaj postrzegane są jako konkurencja dla indywidualnych nabywców. Raczej niesłusznie, skoro kupują z reguły ze sporym dyskontem, więc deweloper wolałby sprzedawać mieszkania indywidualnym nabywcom. O ile tacy są.

Wydaje się zresztą, że najem mieszkań bardziej odpowiadałby młodym ludziom niż własność. Mając możliwość życia i pracy w całej Europie coraz częściej nie chcą się wiązać z na stałe z jakimś konkretnych miejscem i nakładać na szyję chomąta kredytu. Dlatego zamiast regulować ceny, raczej zaprzęgnijmy prywatny kapitał do finansowania budowy lokali na wynajem.

Czytaj więcej

Kupować mieszkanie czy czekać? Można urwać tylko kilka procent

Jeśli zaś chcemy, by kredyt stał się bardziej dostępny, żądajmy od organów państwa polityki zmierzającej do stłumienia inflacji, a w rezultacie zmniejszenia kosztu hipoteki. Niestety, rząd prowadzi proinflacyjna politykę zwiększania źle adresowanych transferów, a prorządowa większość we władzach monetarnych uważa, że inflacja zmaleje sama z siebie.

Szkoda, że rząd, zamiast rozdawać pieniądze na prawo i lewo i brnąć w mrzonki w rodzaju Mieszkania+ nie wspiera mocniej np. sprawdzonego samorządowego programu Towarzystw Budownictwa Społecznego. Albo nie szuka schematów, w których nabywcy mieszkań mogliby np. kupować je do spółki z prywatnymi funduszami, skoro tak bardzo garną się one do Polski. W końcu lepiej wziąć kredyt równy 30 proc. wartości lokalu, w którym się mieszka i być jego właścicielem w 30 proc., niż tylko ciągle marzyć o 100-proc. własnym lokalu.

Aż 56 proc. Polaków uważa, że państwo powinno uregulować kwestie wzrostu cen nieruchomości – wynika z badania GfK, które dzisiaj publikuje „Rzeczpospolita”. Zadziwia mnie ta wiara w polityków i urzędników, którzy mieliby się tym zająć.

Owszem, z mieszkaniami jest problem. Już w czasie pandemii ich ceny wystrzeliły. Na rynku wtórnym w 2020 r. urosły średnio aż o 13,4 proc., przy inflacji 2,4 proc., w 2021 – już o 9,3 proc., przy inflacji 8,6 proc. W bieżącym roku w zależności od miasta idą w górę o 4-13 proc. rok do roku, przy inflacji 17,2 proc.

Pozostało 87% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich