Czwartkowa sejmowa mowa premiera Mateusza Morawieckiego była chyba jednym z najbardziej antyunijnych a z pewnością najbardziej agresywnym jego wystąpieniem politycznym. Morawiecki nie pozostawiał złudzeń, że jest jakimś technokratą, który został wynajęty do załatwiania spraw w Brukseli. Ale agresja Morawieckiego jest odwrotnie proporcjonalna do jego pozycji w partii.
Wystąpienie premiera została pomyślane jako odpowiedź na wiec, który w niedzielę zorganizował na ulicach Warszawy i innych polskich miast Donald Tusk. Lider PO wezwał Polaków, zaniepokojonych decyzją Trybunału Konstytucyjnego kierowanego przez Julię Przyłębską w sprawie unijnych traktatów. Obóz władzy przez kilka dni tej odpowiedzi nie dawał na odpowiednim szczeblu, co sprawiało, że polaryzacja przebiegała na linii Tusk-Platforma-uczestniczki Powstania Warszawskiego, biorące udział w wiecu Platformy z jednej, a z drugiej wygoleni chłopcy Roberta Bąkiewicza przekrzykujący polityków prounijnego wiecu. Bąkiewicz poczuł wiatr w żaglach i przez cały tydzień wszędzie było go pełno.
Morawiecki w Sejmie przypuścił więc ostry atak na Tuska, rozpoczynając od powtórzenia hasła, że Polexit to fake news, i wymysł piarowców Platformy Obywatelskiej. Próbował szydzić z byłego szefa Rady Europejskiej, że to on jest winien brexitowi, a teraz chce kolejnego exitu. Było to równie nieprawdziwe stwierdzenie, jak i to, że Tusk mógł zablokować budowę Nord Stream 2, ale tego nie zrobił i dziś Rosja dyktuje zachodowi ceny gazu, przez co szaleje drożyzna. Kłamstwa w polityce to chleb powszedni, ale twierdzenie, że były szef PO i były przewodniczący Rady Europejskiej miał moc zmienić wynik referendum w Wielkiej Brytanii, albo nie dopuścić do porozumienia Rosji i Niemiec w sprawie Nord Stream, to kompletne banialuki. No, ale chodziło o to, by pokazać, że wszystko, co złe – nawet drożyzna – to wina Tuska.
Czytaj więcej
Odpowiedź PiS na ubiegłotygodniowe demonstracje prounijne przyszła podczas czwartkowego posiedzenia Sejmu. – To było najbardziej antyunijne wystąpienie Mateusza Morawieckiego w historii – ocenia Michał Szułdrzyński w podcaście „Polityczne Michałki”.
W słowach Morawieckiego nie tylko brakowało prawdy, ale też i logiki. Premier bowiem cytował dawnych sędziów TK, by podkreślić, że o wyższości konstytucji nad prawem unijnym orzekał już wcześniej Trybunał Konstytucyjny, nim PiS przyszedł do władzy. To prawda, ale w takim razie, dlaczego teraz Morawiecki tak się chwali tym, że obronił polską suwerenność kierując sprawę do TK, skoro już dwukrotnie została ona przez Trybunał rozstrzygnięta? Pod tym względem novum ostatniego wyroku, to nie tyle stwierdzenie wyższości polskiej konstytucji, co danie rządowi argumentu, by nie słuchać orzeczeń TSUE w sprawie upolityczniania sądownictwa, co jest sednem sporu z Brukselą, a nie żadną obroną suwerenności.