Istotną, choć mniej widoczną na pierwszy rzut oka przyczyną umocnienia polskiej waluty tuż przed wyborami i po nich jest także zmiana rynkowych oczekiwań co do ścieżki stóp procentowych. W ostatnich tygodniach wielu ekonomistów, w tym z zagranicznych instytucji finansowych (to w tym kontekście o tyle ważne, że ich analizy wpływają na decyzje zagranicznych inwestorów), oceniało, że po wyborach – i to niezależnie od ich wyniku – zmieni się funkcja reakcji Rady Polityki Pieniężnej. W tej optyce ostatnie decyzje RPP, czyli dwie z rzędu obniżki stóp procentowych, w tym jedna zaskakująco gwałtowna, nie miały uzasadnienia makroekonomicznego. Ich celem było pokazanie, że kryzys inflacyjny w Polsce się skończył i wraca normalność. To zaś miało pomóc wspomóc PiS w kampanii wyborczej. Prezes NBP Adam Glapiński nie krył nawet specjalnie swojego politycznego zaangażowania. W wywiadzie dla tygodnika „Sieci” na tydzień przed wyborami mówił, że kontynuacja rządów Zjednoczonej Prawicy to gwarancja stabilności, a zmiana władzy będzie oznaczała chaos. Koniec kampanii możne oznaczać, że teraz w funkcji reakcji RPP znów większą wagę niż wspieranie rządu będzie miała walka z inflacją. Ta zaś, choć spada, pozostaje daleka od celu NBP na poziomie 2,5 proc. Wedle dominujących dziś prognoz przy obecnym nastawieniu RPP nie udałoby się tego celu osiągnąć nawet w 2025 r.
Powyborczy wystrzał akcji spółek Skarbu Państwa
Inwestorzy warszawskiej giełdy z dużą nadzieją przyjęli wyniki niedzielnych wyborów parlamentarnych. Na ich celowniku znalazły się akcje państwowych potentatów, które efektownie zdrożały.
Część obserwatorów polityki pieniężnej idzie nawet dalej: uważa, że w razie wygranej opozycji ta większość członków Rady, która sympatyzuje z prezesem NBP, przestanie przejmować się kondycją gospodarki i ryzykiem wzrostu bezrobocia, które – obok spadku inflacji – miało być uzasadnieniem ostatnich obniżek stóp procentowych. Ekonomiści z banku Goldmana Sachsa przypominają w tym kontekście, że prezes Glapiński, gdy był członkiem RPP w latach 2010–2016, uchodził za jastrzębia, tzn. preferował bardziej restrykcyjną politykę pieniężną niż inni członkowie tego gremium. Przykładowo, głosował przeciwko obniżce stóp procentowych z 2 do 1,5 proc. w marcu 2015 r.
Rośnie prawdopodobieństwo, że po jednej obniżce stóp RPP wstrzyma się z łagodzeniem polityki pieniężnej
Scenariusz, w którym RPP wróci do podwyższania stóp procentowych, dopuszczają nieliczni ekonomiści. Rośnie jednak prawdopodobieństwo, że po jeszcze jednej obniżce stóp w listopadzie Rada wstrzyma się z dalszym łagodzeniem polityki pieniężnej. Widać to w notowaniach kontraktów terminowych na stawki WIBOR, które są powiązane ze stopą referencyjną NBP. Już od kilku tygodni rynek wycofuje się z oczekiwań na dalsze zdecydowane luzowanie polityki pieniężnej, które pojawiły się po wrześniowej decyzji RPP. Obecnie inwestorzy zakładają, że za pół roku trzymiesięczny WIBOR będzie w okolicy 5,1 proc., w porównaniu z 5,7 proc. obecnie. Dwa tygodnie temu oczekiwany był spadek tej stawki w półrocznym horyzoncie do 4,3 proc.
Paradoksalnie, przesuwanie się w górę oczekiwanej ścieżki stóp procentowych prowadzi do spadku kosztu kredytu dla rządu. Napływ kapitału zagranicznego pcha bowiem w górę ceny obligacji skarbowych, czyli obniża ich rentowność. Obecnie rentowność dziesięciolatek wynosi około 5,65 proc., podczas gdy tydzień temu była w okolicy 6 proc. To na dłuższą metę również powinno wspierać notowania polskiej waluty o tyle, o ile będzie zmniejszało obawy o kondycję finansów publicznych Polski.