Do takiego wniosku prowadzi nowa projekcja Departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych NBP, zaprezentowana w poniedziałek (projekcja, w odróżnieniu od prognozy, zakłada brak zmian w polityce pieniężnej). Dokument sugeruje, że gdyby RPP utrzymała stopę referencyjną NBP na poziomie 0,5 proc., wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, w 2022 r. rósłby średnio w tempie 5,8 proc. rok do roku, po 4,9 proc. w br. W 2023 r. inflacja nieco by odpuściła, ale wciąż wynosiłaby 3,6 proc., podczas gdy cel inflacyjny NBP to 2,5 proc. z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 pkt proc. w każdą stronę. Co więcej, inaczej niż dzisiaj, za tak wysoką inflację odpowiadałyby już głównie czynniki krajowe, w tym dobra koniunktura na rynku pracy.
Czytaj więcej
Do końca 2023 r. inflacja utrzyma się powyżej 3,5 proc., czyli górnej granicy pasma dopuszczalnych odchyleń od celu. Niemal równie wysoka będzie inflacja bazowa, nie obejmująca cen energii i żywności.
Członkowie RPP poznali tę projekcję przed listopadowym posiedzeniem, na którym postanowili podwyższyć stopę referencyjną NBP do 1,25 proc. To mogłoby już wystarczyć, aby sprowadzić inflację do pasma dopuszczalnych odchyleń od celu banku centralnego. W praktyce jednak, jak zgodnie oceniają ekonomiści, RPP będzie jeszcze podnosiła stopy. Po pierwsze, jak podkreśla Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, projekcja pokazuje zbyt niską inflację w IV kwartale br. i I kwartale 2022 r. A jeśli zwyżki CPI będą w najbliższym czasie zaskakiwały, RPP będzie reagowała tak jak na ostatnie niespodzianki. W rezultacie kolejna projekcja, którą DAiBE opublikuje w marcu, pokaże już prawdopodobnie powrót rocznej dynamiki CPI do przedziału dopuszczalnych wahań. Także ekonomiści z PKO BP uważają, że listopadowa projekcja uzasadnia podwyżki stopy referencyjnej NBP jeszcze co najmniej w grudniu i w styczniu. To przewidywania spójne z piątkową wypowiedzią prezesa banku centralnego Adama Glapińskiego, że od stycznia inflacja zacznie maleć i nie będzie już potrzeby podnoszenia stóp.