Artykuł z archiwum tygodnika "Uważam Rze"
Kinoman przeniesiony wehikułem czasu z ery Ronalda Reagana do czasów dzisiejszych, stojąc przed ścianą plakatów filmowych, mógłby poczuć się jak w domu: niedawno z ekranów zeszły „Conan" i „Footlose". Na wieczornym pokazie obejrzeć można „Pamięć absolutną", w wypożyczalni wideo (och, teraz DVD) czeka „Karate Kid", a wkrótce na ekrany wejść mają „Robocop" oraz „Czerwony świt". Tytuły się zgadzają, ale reszta już nie – zamiast Arnolda Schwarzeneggera rolę barbarzyńcy odgrywa jakiś Jason Momoa, tegoż Arniego w innym filmie podmienił wychudzony Colin Farrell, dzieciak zgłębiający tajniki kung-fu pod okiem starego chińskiego mistrza zmienił zaś kolor skóry z białego na czarny, zapuścił warkoczyki i z Los Angeles wyprowadził się do Chin.
A to tylko wierzchołek góry lodowej: kto uważnie przegląda listy filmowych premier ostatnich lat, ten łatwo zauważy, jak bardzo Hollywood wieku XXI zadłużyło się u scenarzystów i producentów sprzed 30 lat. Raz jeszcze Colin Farrell w remake'u horroru „Fright Night", nowe wersje „W piątek trzynastego", „Koszmaru z ulicy Wiązów", odświeżony thriller SF „Coś", który niby jest prequelem, ale tak naprawdę powtarza po prostu wątki i zakręty fabuły z oryginału, „Pirania" razy dwa (przeróbki hitu jeszcze wcześniejszego, bo z roku 1978, ale godnego przypisania do złotej ery kinowej rozrywki rozpoczętej „Szczękami" Spielberga). Nawet „Starcie tytanów" (1981) – film, o którego istnieniu zapomnieli wszyscy oprócz najwierniejszych fanów – doczekało się drugiego życia w roku 2010, a potem kontynuacji wiosną tego roku.
Gdzie ten obciach
Z pozoru moda na kręcenie od nowa hitów kinowych z lat 80. może dziwić – dawni fani, dziś już często o siwiejących skroniach, wcale nie tęsknią za odbieraniem im wzruszeń z młodości. A dla kolejnego pokolenia dekada Eighties to symbol obciachowych fryzur, ciuchów i plastikowej muzyki. Owszem, współcześni wykonawcy sięgają niekiedy po aranże sprzed 30 lat, ale raczej po to, by wykorzystać je w charakterze pastiszu, smaczku, przymrużenia oka. A właściwe dla tamtej dekady elementy strojów wzbogacają współczesne kolekcje mody. Bądźmy jednak szczerzy, w czasach łączenia wszystkiego ze wszystkim cóż ich nie wzbogaca?
Z punktu widzenia analityków pracujących w studiach filmowych (nie mówimy o krytykach!) lata 80. to jednak nie dekada obciachu, lecz czas, kiedy biznes kinowy przeżywał swoją złotą epokę. Działo się tak z kilku powodów.