To specyficzna edycja festiwalu weneckiego – najmniej ze wszystkich wielkich imprez filmowych ucierpiał z powodu covidu, odbyły się wszystkie edycje. Teraz jednak w festiwal uderzyły hollywoodzkie strajki, przede wszystkim Gildii Aktorów, która na czas protestu zabroniła swoim członkom nie tylko grania w filmach, ale również ich promowania.
Dyrektor artystyczny festiwalu weneckiego Alberto Barbera podkreśla, że przemysł filmowy, który próbuje odzyskać równowagę po dwóch latach pandemii, teraz znów się chwieje nie tylko z powodu strajku scenarzystów i aktorów, lecz także nieuregulowanych kwestii związanym ze sztuczną inteligencją.
Czytaj więcej
Czy aktorzy pojawią się na festiwalu w Wenecji, a potem w Toronto, San Sebastian, Telluride?
Wojenna historia
Problemy Wenecji zaczęły się dość wcześnie, gdy wytwórnia MGM wycofała film otwarcia – „Challengers” Luki Guadanino z Zendayą w roli głównej, przenosząc zresztą datę premiery na rok 2024. W tej sytuacji dyrektor Barbera zaproponował, by w wieczór inauguracji widzowie obejrzeli „Comandante” Edoardo De Angelisa. Włoch opowiedział prawdziwą historię kapitana Salvatore, który w czasie II wojny światowej, w 1940 roku, na Atlantyku zatopił uzbrojony belgijski statek handlowy. Potem jednak, narażając na niebezpieczeństwo własną załogę, uratował 26 rozbitków z tego statku.
– Wśród wielu filmów historycznych, w które kino włoskie zainwestowało ostatnio znaczne środki, „Comandante” mocno pobrzmiewa współczesnymi echami – twierdzi Barbera. – Przypomina, że wartości etyczne i ludzka solidarność mogą okazać się silniejsze niż nienawiść i brutalna logika protokołu wojskowego.