W czasach, w których liczy się biznes i nie ma miejsca na sentymenty, kino coraz częściej zwraca się ku słabszym i bezbronnym. Alcarras – tak nazywała się katalońska wieś, w której mieszkali wujowie reżyserki Carli Simon, hodując brzoskwinie. Filmowa rodzina Sole też jest tam zakorzeniona od lat. Bogaci Pinyolowie sprezentowali im kawałek sadu za to, że w czasach wojny domowej uchronili ich przed czystkami prowadzonymi wśród posiadaczy ziemskich. Tyle że dziadek Sole nie podpisał wówczas z nimi żadnej umowy. A dziś kolejne pokolenie Pinyolów nie zamierza respektować dżentelmeńskich ustaleń.
Sola z krewetkami
Uważa, że to ich ziemia i mogą z nią zrobić, co chcą. A chcą stworzyć na tych terenach wielką, nowoczesną firmę, budującą panele fotowoltaiczne, znacznie bardziej opłacalną niż owocowy gaj. Problem również w tym, że nawet w rodzinie Sole nie ma zgody. Quimet walczy o swoją ziemię, ale już jego siostra woli zrobić interes z Pinyolem. Carla Simon portretuje świat, który odchodzi. Należące do rolników sady nie są w stanie konkurować z produktami wielkich firm. Ceny, za jakie można sprzedać brzoskwinie w skupie, często nie pokrywają nawet kosztów ich wyhodowania. Ale przecież to wciąż jest źródłem utrzymania rolniczych rodzin katalońskich.
Moi wujowie z Alcarras też nie wytrzymują konkurencji wielkich firm
Carla Simon, reżyserka
– Wiem doskonale, jak trudne jest to dzisiaj zajęcie – mówi reżyserka. – Moi wujowie z Alcarras też nie wytrzymują konkurencji wielkich firm. A przecież ich sposób uprawy i dbania o ziemię jest najbardziej ekologiczny.
Jednak „Alcarras” nie jest obrazem interwencyjnym. Bardziej niż wielką społeczną krytykę przypomina ciche westchnienie. Jest w tym filmie dużo czułości. Bohaterowie są na swojej fermie szczęśliwi. Dziadek, syn, synowa, a przede wszystkim trójka biegających wszędzie wnuków – wszyscy mają tu swoje miejsce. Cieszą ich wspólne posiłki na tarasie, gdy na stół wjeżdża specialite de la maison, czyli sola z krewetkami, bawią zwariowane wybryki w przydomowym basenie. To ich życie. Innego nie znają. Co mają ze sobą robić, gdy buldożer niszczy ich brzoskwiniowy sad i wyrywa z korzeniami ich ukochane drzewko figowe? A takie właśnie kadry towarzyszą końcowym napisom. Nie ma nadziei, nie ma ratunku. Kawałek świata wali się na naszych oczach. .