Dunka Lone Scherfig zaistniała przed laty w świadomości widzów dwoma świetnymi komediodramatami: „Włoskim dla początkujących" i „Wilbur chce się zabić". Dowiodła w nich, że umie rzeczy poważne i mroczne pokazać zwyczajnie, a nawet delikatnie z nich się zaśmiać. Przy tym mistrzowsko balansować pomiędzy radością i smutkiem, ani na chwilę nie przekraczając granic z jednej strony łzawego sentymentalizmu, z drugiej dobrego smaku.
Kolejne filmy niezbyt się jej udały. Teraz powraca w świetnej formie „Zwyczajną dziewczyną", ekranizacją powieści Lissy Evans. Historią osadzoną w realiach Londynu w roku 1940, nękanego nieustannymi nalotami bombowców Luftwaffe, w której po raz kolejny potwierdza umiejętność bezkonfliktowego łączenia komedii, dramatu i sentymentalizmu. Bez dysonansu wywołując na przemian śmiech, rozpacz czy wzruszenie.
By podnieść upadające morale obywateli, ministerstwa wojny i propagandy stawiają na kino. Zdaniem rządowych decydentów wielki ekran to najlepsze miejsce do przekonania Brytyjczyków o słuszności walki i odzyskania wiary w zwycięstwo. A także oderwania się choćby na chwilę od beznadziejnej wojennej rzeczywistości. Nie żałują pieniędzy i zlecają kolejne produkcje.