Jeśli w internecie, ale i oficjalnych mediach można publikować największe bzdury, to jaki kłopot zebrać kilka milionów, opłacić znanych aktorów i wpuścić na ekrany coś, co jeszcze kilka lat temu byłoby skandalem lub wpisałoby się w historię najbardziej niedorzecznych gniotów czasu stalinizmu lub propagandy PRL.
W tytule pada nazwisko I sekretarza PZPR, pewne konteksty robią wrażenie podobieństwa do prawdziwej historii, jednak to prymitywny falsyfikat, bo kwestie zasadnicze – namaszczenia Gierka przez Moskwę czy wpisania przez niego sojuszu Polski ze Związkiem Radzieckim do konstytucji – w filmie Michała Węgrzyna nie mają większego znaczenia. Ważne jest poluzowanie reżimu i otwarcie na Zachód. A reszta?
Czytaj więcej
„Gierek” Michała Węgrzyna to film idealny. Dla widzów, którzy za wiarygodne źródło uznają „Wiadomości” („ciemny lud to kupi”!). Albo teorie spiskowe.
Niezwykle skromny, sympatyczny i ojcowski Gierek (Michał Koterski) padł ofiarą spisku Generała (to chyba Jaruzelski), KGB oraz amerykańskich banków. Takie ujęcie „historii” sprawia, że „Gierek” to utwór z gatunku „jak mały Jasio wyobraża sobie świat”, „geopolityka w stylu Ubu Króla”, wizja w stylu „Smoleńska”. Możliwa tylko dlatego, że żyjemy w czasach fake newsów, a Polacy coraz mniej wiedzą o historii, są też sfrustrowani dzisiejszą polityką i propagandą.
Maślak w pakamerze
Powstała hybryda historycznych niedorzeczności, paździerzowatej realizacji oraz amatorskiego scenariusza i aktorstwa. W tej biedaprodukcji PRL doby Gierka grają przestrzenie Pałacu Kultury w Dąbrowie Górniczej. W rzekomej sali BHP Stoczni im. Lenina trudno dopatrzeć się pierwowzoru, Gierek leci do Moskwy jakimś wrakiem na śmigiełka, bazę armii radzieckiej symuluje wartownicza buda. Ograniczono grono głównych bohaterów. Wszystko robi wrażenie pracy amatorskiego kółka filmowego.