A w progu stoi właściciel z długim na metr rachunkiem. Coś wam to przypomina? Jeśli nie, to rozejrzyjcie się wokół. To krajobraz po kampanii wyborczej.
Koniec festiwalu obietnic i prezentów. I to podwójnej ich dawki. Pierwszej, gdy zbliżał się majowy termin wyborów. Drugiej, kiedy ustalono nowy, a sztaby kandydatów wrzuciły wyższy bieg. Ostatnie dwa tygodnie to już jazda bez trzymanki. Kandydaci licytowali, jakby każdy miał w ręku same asy. Ich pomysły podsumowali już eksperci. To kwoty liczone w dziesiątkach miliardów złotych. Zaroiło się od funduszy tworzonych na rozmaite zbożne cele. Dodatkowych wypłat dla emerytów. Deklaracji, że Polska pogoniła koronawirusa, a kryzysowi założyła kaganiec. Cała Europa zaś patrzy na nas ponoć z podziwem. Emeryci z krajów zachodnich już jadą z walizkami, by zamieszkać nad Wisłą. W spokoju oraz szczęściu dożyć reszty dni.
Dość tych bajek! Jeśli ktokolwiek w nie uwierzył i czeka teraz na podanie dobrze wysmażonej kiełbasy wyborczej, to obejdzie się smakiem. Co najwyżej posmaruje sobie chleb tańszą musztardą.
Nadchodzi moment płacenia rachunku za kampanijny karnawał. Rząd tak długo jak można trzyma w ukryciu najświeższe dane o stanie finansów publicznych. Ale jest już po wyborach. Niedawno „zrównoważony" budżet będzie oficjalnie nowelizowany. Przekonamy się więc, na ile poleci na łeb po stronie wpływów. Ile wybije do góry po stronie wydatków.
Niedługo przestaną funkcjonować tarcze antykryzysowe. Zwolnienia ze składek i inne instrumenty pomocowe. Okaże się wówczas, jaką część gospodarki udało się obronić. Deklaracje, że uratowano milion miejsc pracy, dwa miliony czy pięć, będą zweryfikowane. Tarcze przecież sparowały jedynie pierwsze uderzenie kryzysu! A to nie koniec bitwy! Czyżby biznes się już podniósł? Czy firmy pracują na obrotach jak przed pandemią? Według szacunków KE poziom sprzed lockdownu odzyskamy najwcześniej w 2022 roku!