Na sześć tygodni przed szczytem sojuszu atlantyckiego w Waszyngtonie wybuchł otwarty spór między Andrzejem Dudą a Donaldem Tuskiem o obsadę placówki przy pakcie. Ale jak dowiaduje się „Rz”, MSZ jest u progu wymiany znacznie większej liczby ambasadorów. I na żadną z tych zmian nie zgadza się prezydent.
Jeszcze w marcu porozumienie między oboma ośrodkami władzy wydawało się możliwe. Szef dyplomacji przedstawił wówczas listę około 50 ambasadorów, którzy mieli stopniowo wrócić do kraju. Prezydent na to przystał, choć pod warunkiem, że przynajmniej większość z nich zostanie odwołana po zakończeniu zwyczajowej kadencji trzech–czterech lat. Ustalono także, że do wyborów prezydenckich misje będą kontynuowali Krzysztof Szczerski w ONZ, Jakub Kumoch w Pekinie, Adam Kwiatkowski w Watykanie i Paweł Soloch w Bukareszcie. Z Markiem Magierowskim uzgodniono, że po odwołaniu z Waszyngtonu obejmie marginalną dla Polski placówkę w Buenos Aires.
Czytaj więcej
Polsce niepotrzebna jest wojna o ambasadorów. Czasy, w których żyjemy, wymagają silnego i zdyscyplinowanego państwa. Prezydent Andrzej Duda powinien rozumieć to najlepiej.
Teraz jednak umowa staje pod znakiem zapytania – przyznają nam źródła w MSZ. A to dlatego, że od wielu miesięcy Andrzej Duda nie wypełnia swojej części porozumienia: nie przystał na wymianę choćby jednego ambasadora. Przyszłość wspomnianych pięciu dyplomatów ma więc zostać rozstrzygnięta podczas spotkania Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego.
Donald Tusk naciska na szybszą wymianę ambasadorów
Z naszych informacji wynika jednak, że premier już od dłuższego czasu naciska na szybszą wymianę ambasadorów. Przynajmniej w głównych placówkach chce mieć zaufanych ludzi. W trakcie szczytu w Berlinie nie zgodził się, aby świadkiem jego rozmów z Olafem Scholzem i Emmanuelem Macronem był ambasador Dariusz Pawłoś. Podobnie jest w czasie innych wyjazdów zagranicznych Tuska. Taki też miałby być powód przyspieszonego odwołania przedstawiciela RP przy NATO Tomasza Szatkowskiego.