W mediach głośno zrobiło się ostatnio o przypadku prof. Bogusław Bierwiaczonka, filologa z Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie, a jednocześnie poety i barda, który, delikatnie mówiąc, nie sympatyzuje z obecną władzą. Profesor jest autorem słów do piosenki rapera Obywatela BB „D*** w Belwederze", która jakoby znieważa Prezydenta RP. Przynajmniej tak sądzi częstochowski radny PiS Piotr Wrona, bo postanowił złożyć stosowne zawiadomienie do prokuratury.
Sprawa jest o tyle ciekawa, że dotyczy, w rozumieniu art. 135 § 2 k.k., przestępstwa publicznego znieważenia głowy państwa. Prokuratura częstochowska zabrała się do pracy, a wobec skrajnie niekorzystnej dla prof. Bierwiaczonka opinii biegłego kryminologa, którego tożsamość utajniła, skierowała akt oskarżenia do Sądu Okręgowego. Sam oskarżony nie przyznaje się do winy. Podkreśla, że jako satyryk korzystał z konstytucyjnie gwarantowanej wolności słowa.
Czytaj także: Maksymilian Stanulewicz: O statusie prawnym chłopa w dawnej Polsce
Stan na dziś
Jest to stwierdzona rozbieżność aksjologiczna między treścią art. 135 § 2 k.k. oraz art. 226 § 3 k.k. (znieważenie funkcjonariusza publicznego) a podstawowymi prawami i wolnościami konstytucyjnymi. Co więcej, należy podkreślić znaczące zaostrzenie odpowiedzialności za publiczne znieważenie Prezydenta RP. Za zniewagę organu konstytucyjnego (art. 226 § 3) grozi zarówno pozbawienie, jak i ograniczenie wolności, wreszcie grzywna. Za zniewagę Prezydenta RP tylko kara pozbawienia wolności. W tej sytuacji na prokuratorze i sądzie spoczywa kwalifikacja czynu, choćby i prześmiewczego, jako zniewagi prezydenta, z możliwością – wyłączną, podkreślmy – wymierzenia kary anachronicznej i surowej. W konsekwencji prokuratorzy i sędziowie wolą sięgać po elastyczne regulacje wynikające z art. 226 § 3 k.k. niż po tak bezwzględnie skonstruowane instrumentarium ochrony dobrego imienia głowy państwa.
Najważniejszym problemem jest jednak rozbieżność między wskazanymi regulacjami a art. 54 Konstytucji RP, który gwarantuje każdemu wolność słowa, w tym swobodę wypowiedzi. Obywatel zatem może myśleć i mówić o włodarzach państwa co chce, ale nie do końca jak chce. Musi zachować reguły wyrażania, dalekie od dosadności czy wulgarności. Inaczej bowiem naraża się na zarzuty karne i koło się zamyka. Zaś politycy zarówno wobec społeczeństwa, przynajmniej jego części, jak i wobec konkurentów, ba, partnerów politycznych o formę się nie troszczą i różne „zdradzieckie mordy", „gorsze sorty", „mordercy" czy „miękiszony" co chwila okraszają naszą debatę bez konsekwencji prawnych.