Jak wynika z danych Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds.Transplantacji „Poltransplant", w tym roku – od stycznia do maja włącznie – przeprowadzono 419 przeszczepów różnych organów, podczas gdy w ub. roku w tym samym okresie – 574. W kwietniu 2020 roku doszło do 54 transplantacji, a rok wcześniej było ich aż 130. W maju było już trochę lepiej - w tym roku odnotowano 64 przeszczepy, rok wcześniej – 123. – Powoli jednak sytuacja się normuje – mówi dr hab. n. med. Artur Kamiński, dyrektor Poltransplantu.
Skąd ten niebezpieczny dla życia pacjentów spadek liczby zabiegów? Część lecznic, jak choćby szpital MSWiA przy ul. Wołoskiej w Warszawie, które do niedawna były aktywne w procesach dawca–biorca, w ogóle zrezygnowała z zabiegów, bo przekształcono je w szpitale jednoimienne.
– A też przeszczepów obawiał się personel. Dawcy są hospitalizowani na oddziałach intensywnej terapii. Ale pamiętamy, co się wtedy działo, i mentalnie medycy byli nastawieni na sprawy związane z koronawirusem. Tak naprawdę nie było merytorycznych przeszkód do diagnozowania potencjalnego dawcy – zauważa prof. Kamiński.
Tylko w ostateczności
W marcu, już po wybuchu pandemii, prof. Lech Cierpka, konsultant krajowy w dziedzinie transplantologii klinicznej, przesłał do wojewódzkich konsultantów pismo w sprawie utrzymywania przeszczepów w tym czasie, pod „warunkiem identyfikacji potencjalnego zakażenia wirusem dawcy i biorcy i zaostrzeniem warunków epidemiologicznych". Zobowiązał w nim też konsultantów wojewódzkich do ograniczenia transplantacji narządowych do klinicznie pilnych, czyli takich, gdy dochodziło do zagrożenia życia. Zalecenie konsultanta dotyczyło przede wszystkim przeszczepów nerek. Pacjentów czekających na transplantację tego narządu można wspierać dializoterapią.