Tylko w trzech krajach UE liczba zgonów na koronawirusa na 100 tysięcy mieszkańców w ciągu 14 dni była wyższa niż w Polsce. To Czechy, Bułgaria i Słowenia – poinformowało w poniedziałek Centrum ds. Kontroli i Prewencji Chorób. Współczynnik ten w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie uległ zmianie.
Krajowe dane pokazują jednak, że sytuacja zaczyna się poprawiać. Ministerstwo Zdrowia poinformowało w poniedziałek o 5733 nowych zakażeniach i 121 zgonach. I choć z danych resortu zdrowia wynika, że średnia dobowa liczba zakażeń w listopadzie wyniosła 20 196, to pierwszy raz od 14 listopada liczba aktywnych przypadków spadła poniżej 400 tys. – Widać, że wprowadzone obostrzenia przynoszą efekty – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Włodzimierz Gut, wirusolog. Dodaje jednak, że poniedziałek nie jest właściwym dniem do formułowania tez dotyczących sytuacji epidemiologicznej. – W weekend zawsze robi się mniej testów i liczba zakażeń jest mniejsza – podkreśla.
Radości nie ukrywa premier Mateusz Morawiecki. – Dane nie kłamią. Proszę spojrzeć na wykres. Wygrywamy z epidemią! Liczba zakażeń spada! – napisał entuzjastycznie w mediach społecznościowych.
– Nie wpadałbym w euforię. Obostrzenia muszą być przestrzegane aż do czasu, gdy nie odzyskamy kontroli nad epidemią – mówi jednak prof. Gut. – Tak będzie dopiero wtedy, gdy dobowa liczba zakażeń spadnie poniżej tysiąca przypadków.
Zdaniem eksperta optymistyczne są natomiast dane o zmniejszającej liczbie zgonów. – Wydaje się, że szczyt śmiertelności mamy za sobą. Jest on opóźniony w stosunku do liczby zakażeń o dwa–trzy tygodnie – tłumaczy. – Rekordów nie powinno już być, ale trzeba się liczyć z tym, że w niektóre dni liczba ofiar będzie zbliżała się do 500 dziennie – zaznacza.