Regulacje prawne w Polsce dają służbom kompetencje głęboko wkraczające w prywatność – zauważyli dyskutanci, wśród nich osoby, które doświadczyły inwigilacji ze strony państwa, specjalizują się w dziedzinie ochrony prywatności lub mogą wywrzeć realny wpływ na przepisy.
– Jako obywatele mamy prawo oczekiwać, że gdy byliśmy przedmiotem zainteresowania służb, zostaniemy o tym poinformowani. Dziś dowiadujemy się o tym, gdy stajemy przed sądami, które weryfikują materiały przedstawione w akcie oskarżenia – mówił prof. Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich. Podkreślił, że gdy obywatele dowiadują się, że byli obserwowani przez służby, nie mają poczucia rzetelności i niezależności organu, który takie informacje zbierał. Podsłuch, kontrola operacyjna, sprawdzanie billingów i danych lokalizacyjnych jest o tyle niekorzystne dla obywatela, że może on sobie nie zdawać sprawy z takich działań, gdy te nie zostawią śladów.
Czytaj także: Do rządu popłynął strumień danych o lokalizacji osób poddanych kwarantannie
– Często słyszę, że jeśli nie ma się niczego do ukrycia, to podsłuch czy jakiekolwiek formy inwigilacji nie powinny nikomu przeszkadzać. Powinniśmy odejść od tego myślenia, bo w grę wchodzi nasza prywatność. Przez telefon mówimy o rzeczach, które kierujemy tylko do rozmówcy – zaznaczał Janusz Kaczmarek, adwokat, były prokurator krajowy.
Winę często zrzuca się na sądy. Paneliści podkreślali, że decyzje sądów to wynik procedur.