Rynek medyczny jest regulowany i certyfikowany, tak jest w przypadku rękawic przeznaczonych do użytku medycznego. Uzyskiwanie i utrzymywanie wymaganych certyfikatów i dokumentów stanowi dla nas pewną mitręgę. Muszę zastrzec, że w biznesie jest tak, że im mocniej rynek jest regulowany, tym wejście do niego nowych graczy jest trudniejsze. A dla graczy, którzy już na tym rynku są, stanowi to swoistą ochronę. Bycie na rynku regulowanym oznacza więc też korzyści. Im rynek bardziej regulowany, tym te korzyści są większe.
A z Pana perspektywy zdarzają się rynki przeregulowane, utrudniające prowadzenie biznesu?
W branży rękawic najlepiej uregulowanym rynkiem są Stany Zjednoczone. Tam ryzyka biurokratyczne są najwyższe. Ale w USA poziom produktów – ja akurat mówię o rękawicach, ale zapewne w innych obszarach jest podobnie – jest najwyższy. Również ceny są najwyższe i marżowość też jest zadowalająca. W USA udaje im się cały czas równolegle kontrolować nie tylko certyfikaty medyczne, ale również produkty, które za tymi certyfikatami stoją. Robią to na tyle profesjonalnie, że faktycznie rękawice na tamtym rynku są na wyższym poziomie niż na innych rynkach.
Gdzie będzie Mercator Medical za 10 lat?
Nie potrafię przewidzieć przyszłości i powiedzieć, gdzie będzie. Mogę jednak powiedzieć, czego bym sobie życzył. Chciałbym, aby cały czas tak samo dynamicznie rósł i rozwijał się w tym, co robi. W 2010 roku mieliśmy 90 mln zł przychodów. W naszym systemie motywacyjnym postawiliśmy naszym menedżerom jako cel przekroczenie 500 mln zł przychodów ze sprzedaży w 2019 roku. Zatem przez najbliższe 10 lat chcielibyśmy przynajmniej tak intensywnie rosnąć. Jeśli nam się uda, to to będzie program minimum. Ambitniejszym planem jest jakiś technologiczny przełom w organizacji lub w ofercie czy też przyłączanie innych organizacji biznesowych. Zobaczymy, czy tylko urośniemy, czy urośniemy i jednocześnie w sposób znaczący uda nam się przetransformować.
Zatem realizacji tych planów Panu i firmie życzę.