Członek KO wyjaśnia, że zamieszczone krótkie nagranie z wczorajszego zdarzenia przy polskiej granicy z Białorusią nie przedstawia sytuacji tak, jak było naprawdę.
- Nim zacząłem biec, odbyłem półgodzinną rozmowę z funkcjonariuszami straży granicznej. Spokojnie tłumaczyłem im, że nie mam zamiaru przekraczać granicy, a jedynie podejść na wysokość stojących niedaleko wozów transportowych i przekazać uchodźcom leki, jedzenie i koce. Powiedziałem panom, że mogą przejrzeć każdego banana czy orzecha, którego mam w siatce - powiedział w rozmowie z Interią.
Sterczewski nie przekonał funkcjonariuszy. - Odebrałem to jako uniemożliwienie mi wykonywania pracy poselskiej, a to z kolei jest złamaniem prawa. Żadne służby nie mogą zabronić mi podejść gdziekolwiek na terytorium Polski. Jako poseł mam prawo skontrolować działania polskich służb - tłumaczy.
- Jest tam grupa osób bezprawnie przetrzymywanych, w tym przynajmniej cztery chore osoby. Nie mają co jeść, piją wodę ze strumyka. Jeśli nic się nie zmieni, ktoś wreszcie umrze w tych krzakach - powiedział poseł KO.