– To zagraża pokojowi oraz bezpieczeństwu naszego kraju i całego regionu – powiedział japoński premier Yoshihide Suga. Zdenerwowanie wyraził też rząd Korei Południowej.
Wystrzelone w czwartek rakiety miały zasięg około 450 kilometrów i nie doleciały do wyłącznej strefy japońskiej Morza Japońskiego. Dwie odpalone w niedzielę miały jeszcze mniejszy zasięg. Czwartkowe pociski były jednak pociskami balistycznymi, a posiadania takich zabrania Pjongjangowi rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ.
– Ogólny schemat niewiele się zmienia. Ponieważ jednak w przeszłości Korea Północna starała się pokazywać swoje jak największe możliwości militarne, to mam wrażenie że obecnie reżim próbuje kontrolować poziom (rakietowych) prowokacji – powiedział południowokoreański analityk Du Hyeogn Cha.
Eksperci już dawno zwrócili uwagę, że Pjongjang wita nowych przywódców państw, które uważa za nieprzyjazne, salwami rakiet. W 2007 roku odpalił pociski na początku pierwszej kadencji Baracka Obamy. Donalda Trumpa taki fajerwerk powitał już w pierwszym miesiącu prezydentury w 2017 roku. Jeszcze szybciej w tym samym roku odpalono rakiety dla nowego prezydenta Korei Południowej Moon Jae-ina – w cztery dni po jego inauguracji.
Obecna salwa najwyraźniej przeznaczona była dla Joe Bidena. Niewielki zasięg zaś spowodowany jest tym, że nowa administracja Białego Domu jeszcze nie określiła ostatecznie swej polityki wobec Pjongjangu. Stąd „kontrolowana rakietowa prowokacja".