Mandaty za brak maseczek. Nie chcą, ale muszą?

Polska policja długo pracowała na szacunek, zaufanie i poparcie społeczeństwa. Pojawiają się jednak głosy, że ten kapitał może dziś pójść na marne. Co naprawdę myślą Polacy o pracy policjantów w dobie pandemii? I jak w tym wszystkim odnajdują się sami funkcjonariusze?

Publikacja: 16.10.2020 18:00

Mandaty za brak maseczek. Nie chcą, ale muszą?

Foto: EAST NEWS

Krzywe spojrzenia, wymrukiwane pod nosem albo rzucane zza pleców uwagi i komentarze na ulicach, w sklepach, urzędach i komunikacji miejskiej, słowne przepychanki – czasem także nie tylko słowne: na jednym z krążących w sieci nagrań dwie kobiety pobiły się w autobusie. To wszystko za sprawą nowej kości niezgody Polaków: maseczek.

Jedni je noszą i uważają, że należy karać za ich brak czy użytkowanie na pół gwizdka, czyli z odsłoniętym nosem bądź opuszczone na brodę, inni sprzeciwiają się, argumentując, że nakaz jest bezprawny. A pośrodku tego sporu są ci, którzy mają nakaz egzekwować. Policjanci.

Twarde prawo, ale prawo?

Zanim prawie cały kraj stał się tak zwaną żółtą strefą (co najmniej żółtą), Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało politykę „zero tolerancji" wobec tych, którzy zasłaniać ust i nosa nie chcą. – W dobie eskalacji pandemii nie ma miejsca na egoizm. To wchodzenie w strefę bezpieczeństwa drugiego człowieka – uzasadnił minister Adam Niedzielski na wspólnej konferencji prasowej z komendantem głównym policji. – Pouczenia nie przynoszą żadnego efektu – dodał gen. insp. dr Jarosław Szymczyk.

Kilka dni później, kiedy cała Polska była już pokolorowana na żółto lub czerwono, rzecznik prasowy policji przekazał najnowsze dane: ponad 176 tys. pouczeń, 22 tys. mandatów, prawie 7,8 tys. wniosków o ukaranie do sądu. To bilans pracy policji od początku epidemii. I o ile już wcześniej toczyły się zagorzałe dyskusje nad podstawą prawną tych kar, o tyle ponowne wyprowadzenie maseczek na ulice jeszcze bardziej podniosło jej temperaturę.

– Rozporządzenie jest podstawą prawną do wystawiania mandatów za niezasłanianie ust i nosa – stwierdził rzecznik MZ. – Obowiązek noszenia maseczek wprowadzany przez rząd nie ma dziś poparcia w przepisach ustawowych. To należy szybko zmienić. Władza ma obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa. Nakaz noszenia maseczek i inne ograniczenia muszą wynikać z ustawy – ripostowała w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Eliza Rutynowska, prawniczka Fundacji Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza. – Zgodnie z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP jakiekolwiek ograniczenie praw czy wolności człowieka, a takim jest powszechny obowiązek zasłaniania ust oraz nosa, może być ustanowione tylko w ustawie – przytaknął adwokat Piotr Schramm.

Na ten argument powołuje się również Anna, współorganizatorka protestów „Zatrzymać plandemię". – Rozporządzenie powołuje się na ustawę z 5 grudnia 2008 roku o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Tylko że ta dotyczy osób chorych bądź o chorobę podejrzewanych – ale opierając się na wyraźnych i wiarygodnych przesłankach. Na jakiej podstawie więc ktoś może mnie o to podejrzewać, skoro mnie nie zbadał? Jedynie zmiana konstytucji albo wprowadzenie stanu nadzwyczajnego mogłoby to uczynić legalnym, tylko że w tym drugim przypadku państwo musiałoby ponieść konsekwencje w postaci odszkodowań.

Rafał Jankowski, przewodniczący zarządu głównego NSZZ Policjantów, przyznaje, że przepisy odnoszące się do zakrywania nosa i ust w związku z epidemią „należałoby sprecyzować tak, żeby nikt nie miał wątpliwości". – Obecnie mandaty nakładane są na podstawie obowiązującego rozporządzenia, natomiast orzecznictwo sądów w tej sprawie nie jest jednolite, jedne przychylają się ku temu, by podtrzymać nałożony mandat, inne przeciwnie – zauważa. Co nie zmienia faktu, że prawo jest dla policjantów narzędziem, którym trzeba się posługiwać tak, jak wyposaża w nie ustawodawca. W policji nie działa bowiem klauzula sumienia, żaden funkcjonariusz nie może rozstrzygać, czy uważa dany przepis za dobry czy zły. – Rozumiem, że części obywateli mogą się nie podobać poczynania rządu, ale naszą rolą nie jest dyskutowanie z ustawodawcą, a wykonywanie poleceń i stosowanie prawa. Tylko to nie zawsze jest skuteczne, właśnie z uwagi na niejednoznaczne orzecznictwo osądów – tłumaczy Jankowski.

Policjant mi powiedział, że sam by nie przyjął mandatu

Jak rozszerzenie rozporządzenia nakazującego zasłanianie nosa i ust o parki i ulice wpłynie na statystyki? Trudno na razie powiedzieć, pierwsze wnioski będzie można wyciągnąć dopiero za kilka dni. Jak wynika jednak z dotychczasowych danych na przykład z województwa wielkopolskiego i osobistych obserwacji rzecznika Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, rzadko zdarzają się „sytuacje rażące", bo „większość mieszkańców, przede wszystkim w sklepach i środkach komunikacji publicznej stosuje maseczki osłaniające usta i nos". – Z moich rozmów z komendantem miejskim czy komendantami komisariatów wynika, że jest sporo pouczeń, mandaty natomiast są wystawiane przede wszystkim osobom, które w sposób lekceważący podchodzą do tego obowiązku, uważają, że zalecenia i nakazy są bezprawne, a wirusa nie ma – mówi mł. insp. Andrzej Borowiak. I zapewnia, że policjanci starają się działać zgodnie z zasadą: najpierw miód, jak nie działa – to ocet.

– Zdarza się, że ktoś zamyśli się czy zagapi. Na przykład wyskoczy przeparkować samochód, podjeżdża akurat radiowóz, funkcjonariusze pytają o maseczkę i słyszą: „przepraszam, mam w kieszeni, już zakładam". I wówczas nie ma problemu, do tego właśnie są pouczenia – wyjaśnia rzecznik poznańskiej KWP.

Na taryfę ulgową nie mogą natomiast liczyć ci, którzy „ostentacyjnie nie noszą maseczek". – Mieliśmy sytuację, kiedy małżeństwo z dwójką dzieci spacerowało w centrum Poznania, pomimo uwag przechodniów i zgłoszonej interwencji odmówili zakrycia nosa i ust, wdali się w niepotrzebną dyskusję, nie chcieli przyjąć mandatu. Sprawa została więc skierowana do sądu, bo nie jesteśmy od tego, żeby się szarpać z ludźmi na ulicy – mówi Borowiak.

Współorganizatorka protestu „Zatrzymać pandemię" na podstawie doświadczeń swoich i innych uczestników protestów stwierdza z kolei, że nawet w tym drugim przypadku „policjanci w większości są bardzo w porządku". – Wiedzą, że działają bez właściwej podstawy prawnej i że nie mogą wysyłać naszych danych do sanepidu z uwagi na RODO, w rozmowach z nami sami to przyznają. Często mówią też, że prywatnie są temu przeciwni, ale mają związane ręce, muszą wstawiać mandaty, bo takie mają rozkazy, a boją się kontroli i konsekwencji służbowych – mówi Anna.

Sama maseczki nie założyła ani razu, przez ponad pół roku nie dostała też mandatu, choć wielokrotnie mijała na ulicach patrole policji czy żandarmerii wojskowej. Zmieniło się to dopiero ostatnio, na proteście zorganizowanym już po objęciu całej Polski nowymi obostrzeniami. – Nie przyjęłam mandatu, a funkcjonariusz, który mi go wypisywał, stwierdził, że nie skieruje wniosku do sądu o ukaranie, bo wie, że i tak wygram sprawę. I że na moim miejscu też by nie przyjął – mówi Anna. I dodaje: – To nie tylko mój przypadek, wszyscy, z którymi rozmawiałam, a którzy mieli dostać mandaty, usłyszeli to samo.

Mł. insp. Andrzej Borowiak mówi, że nie docierają do niego takie głosy – ani służbowo, ani prywatnie: – Osobiście nie słyszałem, żeby moi koledzy czy koleżanki podważali zasadność obowiązujących przepisów. Prywatnie każdy może mieć swoje zdanie, ale na płaszczyźnie służbowej sytuacja jest zupełnie inna, mało profesjonalnym byłoby mieszanie ich ze sprawami zawodowymi.

Podzieleni jak Polacy

Co na to sami obywatele? Zdaniem Michaliny, 33-latki z Warszawy, za niezasłanianie ust i nosa policja powinna karać i to surowo: – Bo, niestety, tacy jesteśmy, że tylko pod pręgierzem kary się nauczymy – uważa. – Maseczki nie zastopują wirusa, ale zmniejszają jego emisję. A skoro możemy zrobić coś – i nie wymaga to od nas biczowania się godzinę dziennie, chodzenia nago po ulicach czy boso na śniegu – to nie róbmy sobie jaj. Jeśli ktoś ma lepszy pomysł, jak zmniejszyć liczbę zachorowań, to ja chętnie wysłucham, podyskutuję, a jak wykaże choć szczątkowy dowód, że inne działania lepiej się sprawdzą, to się do tego zastosuję – podkreśla.

Samej zdarza jej się upominać osoby bez maseczek, głównie w sklepach i komunikacji miejskiej, ale na ulicach (przynajmniej jak dotąd) jeszcze nie. – To nie jest tak, że chodzę i szukam tych ludzi albo zatrzymuję kogoś, kto mnie mija po drodze. Ale w miejscach zamkniętych zwracam na to uwagę – i to się dzieje minimum dwa razy dziennie, a naprawdę dużo z domu nie wychodzę – mówi Michalina.

Według niej funkcjonariuszom należałoby wręcz stawiać pomniki, choćby tylko symbolicznie, za ściganie osób, które nie noszą maseczek. Osobiście też „ściga", nie tylko za brak maseczki, ale też (może przede wszystkim) zsuwanie jej z nosa: – Żeby to było przez pierwsze dwa dni, to rozumiem, ale o tym się trąbi od pół roku. Wierzę w ludzką głupotę, wiem, że nie każdy jest rozgarnięty. Natomiast nie wierzę, żeby ktoś nie słyszał w telewizji, mediach społecznościowych czy radiu tego, że trzeba zasłaniać nos i usta. Tym bardziej że to jest napisane na wszystkich przystankach, w każdym pojeździe komunikacji publicznej. Nie wierzę, że ktoś tego komunikatu nie dostrzegł i nie zastanowił się nad tym, że takie samo powietrze wydychasz ustami i nosem.

Przemkowi z Łodzi nie stuknęła jeszcze trzydziestka, ma natomiast kilkanaście schorzeń. W tym dwa, które zwalniają go od zasłaniania nosa i ust. Ze swojego przywileju jednak nie korzysta, maseczkę nosi zawsze i wszędzie tam, gdzie według aktualnych wytycznych potrzeba: – Mam obniżoną odporność, ale nie korzystam z tego prawa, bo chcę czuć się jak najbardziej bezpiecznie. A poza tym w ten sposób chronię innych. Mogą nam się pewne rzeczy nie podobać, ale chodzi o dobro wspólne. Powinniśmy zacisnąć zęby i po prostu troszczyć się jeden o drugiego – mówi.

Upomnieć przechodnia za brak maseczki zdarzyło mu się raz, „ale bardzo źle zostało to odebrane": – Usłyszałem, żebym się nie mądrzył i zajął swoim życiem, bo co mnie to interesuje... Więcej się więc nie wychylam, w trosce o własne bezpieczeństwo. Dlatego myślę, że policja powinna mieć uprawnienia, żeby ludzi za to ścigać. Za pierwszym razem może dać upomnienie, jak najbardziej. Ale drugi–trzeci raz to już powinien być bezwarunkowo mandat – uważa Przemek. I dodaje: – Powinniśmy do policji podchodzić z jakimś zrozumieniem, dlatego że wykonuje obowiązki, które nakłada na nią prawo ustalone przez rząd. I nawet jeśli jakiś policjant ma odmienne zdanie, znaczy zgadza się z osobą, która nie nosi maseczki, to jednak jest zobligowany wystawić mandat czy dać upomnienie.

28-letni Grzegorz z Warszawy ma odmienne zdanie: – Po pierwsze, nie ma pełnej zgodności wśród epidemiologów co do tego, czy maseczki cokolwiek dają. Weźmy chociażby ostatnią deklarację z Great Barrington, pod którą podpisują się tysiące lekarzy z całego świata i w której postuluje się, żeby skończyć z dotychczasową polityką lockdownu i nabrać odporności stadnej. Czyli odizolować tymczasowo osoby najbardziej narażone, szczególnie o nie zadbać, a reszcie pozwolić żyć jak wcześniej – uważa. Maseczki wadzą mu o tyle, że postrzega je jako „niebezpieczny precedens".

– Większość ludzi nie zwraca uwagi na to, że rząd działa bezprawnie. Jeśli Sejm zmieni konstytucję albo wprowadzi stan nadzwyczajny? Nie ma problemu. Na razie płacę swoją wolnością za błędy polityków popełnione na początku pandemii. A najgorsze jest to, że społeczeństwo wyładowuje swoją złość na takich jak ja – dodaje. Czyli tych, którzy nie zasłaniają nosa i ust. – Gdybyśmy chcieli bawić się w to na poważnie, to na każdym rogu powinny stać kosze na odpady skażone. A tymczasem maseczki walają się po zwykłych śmietnikach, nawet po ulicach. I tym jakoś nikt się nie przejmuje.

Grzegorz konsekwentnie nie nosi maseczki, natomiast nie spotkały go z tego tytułu żadne nieprzyjemności, również ze strony policji. Jeśli zaś chodzi o funkcjonariuszy, uważa, że „mogą czuć się zastraszeni ze strony przełożonych czy rządu": – Ale przecież składają przysięgę, że będą stali na straży prawa, więc nie muszą tego robić. Przecież sam premier zapowiedział nowelę ustawy z 2008 roku, co oznacza przyznanie, że póki tego nie zrobi, póty karanie za brak maseczki jest bezprawne. No i umówmy się: dlaczego my się mamy stosować do nakazów, które politycy sami ostentacyjnie łamią?

Zły przykład z Sejmu

Policja w Polsce długo pracowała na szacunek, zaufanie i poparcie społeczeństwa. Od kilku lat w badaniach CBOS wypada najlepiej spośród instytucji publicznych, deklasując m.in. stacje telewizyjne i radiowe, kościół, ZUS czy rzecznika praw obywatelskich, nie mówiąc o sądach, Sejmie i Senacie. W marcu poparcie dla jej działań deklarowało 80 proc. ankietowanych. Pojawiają się jednak głosy, że ten kapitał może pójść na marne. – Działania policji w związku z koronawirusem z pewnością obniżają do niej zaufanie. Czy gra jest więc warta świeczki? Zarobki w policji przecież nie są wygórowane, a reputacja, na jaką służba pracowała przez ostatnie lata, może zostać zniszczona w kilka miesięcy – mówi Grzegorz.

– Policjanci dużo stracili w oczach ludzi jeszcze wiosną, kiedy ganiali po mieście i wlepiali bezprawnie mandaty. Na początku się nakręcili, być może sami się bali – dodaje Anna, podkreślając, że o ile wcześniej jej zdaniem strach wywoływał koronawirus, o tyle teraz boją się raczej reperkusji służbowych. Choć nie tylko: – Teraz wiedzą, że poniosą konsekwencje, bo będziemy ich podawać do sądu o odszkodowania za bezprawne mandaty i zatrzymania – zapowiada organizatorka protestów.

Ale i przyznaje, że tak po ludzku ich rozumie. – Nawet człowiek może im współczuć, że muszą robić te bzdury wbrew prawu. Bo co mają zrobić? Przecież nie rzucą pracy, blachy, munduru; mają domy, rodziny, dzieci. Chociaż rzeczywiście paru odeszło ze służby, powiedzieli, że nie mogą tak żyć. I my im pomagamy, jak możemy, robimy zrzutki, żeby mieli za co przeżyć, dopóki nie znajdą nowej pracy.

Zdaniem mł. insp. Andrzeja Borowiaka kwestie wizerunkowe nie są aż tak istotne. – Nie pracujemy po to, żeby nas wszyscy lubili. Jesteśmy od tego, żeby egzekwować prawo, wspierać lekarzy i pielęgniarki, chronić ludzi przed możliwością zakażenia. A że komuś się to nie podoba? Trudno, można iść do sądu i tam się tłumaczyć – uważa. Przewodniczący zarządu głównego NSZZ Policjantów mówi z kolei, że „podważanie autorytetu funkcjonariuszy odbija się na skuteczności ich działań, a tym samym bezpieczeństwie nas wszystkich". – Tam, gdzie nie ma zaufania do policji, ludzie nie informują nas, gdy dzieje się coś złego. Co w gruncie rzeczy działa na niekorzyść obywateli – zauważa Rafał Jankowski.

To nam jednak nie grozi, przynajmniej tak zapewniają mundurowi. Bo, jak dodają Jankowski i Borowiak, to właśnie pilnowania zakrywania nosa i ust oraz karania za nieprzestrzeganie tego nakazu od policji oczekuje społeczeństwo. A przynajmniej jego większość. – Osoby, które to kwestionują, stanowią niewielki odsetek obywateli. A mamy mnóstwo sygnałów od obywateli, że należy to robić, żeby chronić siebie i innych – mówi rzecznik KWP w Poznaniu.

Rafał Jankowski z NSZZ Policjantów: – Większość społeczeństwa uważa, iż policjanci powinni sankcjonować tych, którzy lekceważą przepisy epidemiczne. Nie jest to łatwe, gdyż nawet część posłów w tym zakresie zachowuje się nieodpowiedzialnie, wchodząc ostentacyjnie do sali posiedzeń bez maski, dając tym samym sygnał, że można „olewać" przepisy. 

Krzywe spojrzenia, wymrukiwane pod nosem albo rzucane zza pleców uwagi i komentarze na ulicach, w sklepach, urzędach i komunikacji miejskiej, słowne przepychanki – czasem także nie tylko słowne: na jednym z krążących w sieci nagrań dwie kobiety pobiły się w autobusie. To wszystko za sprawą nowej kości niezgody Polaków: maseczek.

Jedni je noszą i uważają, że należy karać za ich brak czy użytkowanie na pół gwizdka, czyli z odsłoniętym nosem bądź opuszczone na brodę, inni sprzeciwiają się, argumentując, że nakaz jest bezprawny. A pośrodku tego sporu są ci, którzy mają nakaz egzekwować. Policjanci.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi