„Podjęliśmy środki odwetowe" – poinformowało azerskie ministerstwo obrony. Wcześniej armeńskie rakiety spadły na azerbejdżańskie miasta Gandża, Terter i Goradiz.
Armeńscy wojskowi z Armii Obrony Górskiego Karabachu oświadczyli, że zniszczyli lotnisko w Gandżi (położone najbliżej linii frontu). Azerowie poinformowali z kolei, że trafione zostały „nieruchomości prywatnych osób i budynki zabytkowe".
Baku nie podało, jaki odwet szykuje, ale w niedzielę rano rozległy się eksplozje w Stepanakercie, stolicy separatystycznego Karabachu. Znajdujący się na miejscu dziennikarze twierdzą, że azerski atak zniszczył miejscową elektrownię i całe miasto pogrążyło się w ciemnościach. Inni uważają, że mieszkańcy sami wyłączają oświetlenie, by utrudnić Azerom celowanie.
Obwiniani dziennikarze
Mimo że w ciągu ostatnich dwóch dekad na linii zawieszenia broni kilkakrotnie dochodziło do starć, Stepanakert nie był atakowany. Obecne uderzenia na miasto są pierwszymi od ćwierć wieku.
Na miejscu atak doprowadził do niespodziewanych efektów. Pod hotelem, w którym mieszkają dziennikarze, dochodzi do bójek z miejscowymi mieszkańcami. – (Azerowie) namierzają miejsca zwiększonego ruchu w internecie i ostrzeliwują je – wyjaśnił jeden z ormiańskich wojskowych. Mieszkańcy oskarżają dziennikarzy, że swoimi połączeniami na żywo i przekazywaniem materiałów ściągają ostrzał przeciwnej strony. Sami korespondenci też zauważyli, że w pięć–dziesięć minut po nadaniu materiałów miejsce, skąd to robili, jest ostrzeliwane przez artylerię i drony.