Od niemal sześciu lat samozwańcze doniecka i ługańska republiki (nieuznawane przez żadne państwo na świecie) znajdują się pod całkowitą kontrolą Rosji. Moskwa utrzymuje tamtejsze organy władzy, służby i wysyła tam swoich żołnierzy. To Rosja zaopatruje lokalne sklepy, ponieważ ukraińscy przedsiębiorcy nie mogą robić interesów na okupowanym terytorium. Wszystko z powodu kilkusetkilometrowego odcinka granicy, którego Kijów nie kontroluje od wiosny 2014 roku.
Odkąd na wschodzie kraju wybuchła wojna, granica ta całkowicie znalazła się pod kontrolą rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Po raz pierwszy od niemal sześciu lat Moskwa zdecydowała się jednak na jej zamknięcie, wszystko przez pandemię koronawirusa.
Do Rosji będą mogli wjechać wyłącznie ci mieszkańcy samozwańczych republik, którzy zdążyli wcześniej otrzymać rosyjski paszport (od kilku lat Rosja wydaje tam swoje paszporty). Granicę mogą przekroczyć również ci, którzy wcześniej złożyli już wniosek o nadanie obywatelstwa i jadą odbierać dokument. W drugą stronę też nie wyjadą, ponieważ od 21 marca samozwańcze władze w Ługańsku i Doniecku całkowicie zamykają przejścia, poprzez które można trafić na drugą stronę linii frontu, czyli do sąsiednich obwodów charkowskiego, dniepropietrowskiego i zaporoskiego. Mieszkańcy Doniecka nazywają to „wielką ziemią", na którą regularnie jeżdżą mimo tlącej się od niemal sześciu lat wojny. By wrócić do swoich domów, mają czas do piątku, w sobotę ruch zostaje całkowicie wstrzymany.
Decyzję podjął lider samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) Denis Puszylin, który w środę zwołał naradę, by ogłosić, że w „republice" nie ma ani jednego odnotowanego przypadku zakażenia Covid-19.