W Unii najgorzej jest w Niemczech. O tym jest przekonany Jean-Charles Brisard, dyrektor paryskiego Centrum Analiz Terroryzmu (CAT), blisko związany z francuskim wywiadem.
– Za Renem od 20 do 30 tys. ekstremistów może w każdej chwili przejść do działania, przystąpić do zamachu. Przez wiele lat niemiecka policja nie widziała tego zagrożenia, bo była skoncentrowana na integrystach islamskich. Mówimy o osobach działających samotnie, ale które dzięki internetowi i sieciom społecznościowym uzyskały dostęp do instrukcji przeprowadzania ataku terrorystycznego, manifestów ideologicznych, sposobów pozyskania broni. To niesłychanie przyspieszyło rozwój tego typu ataków – mówi Brisard.
Donbas – szkoła zamachowców
W minioną środę powiązany ze skrajną prawicą Tobias Rathjen zabił w dwóch atakach na tureckie bary w Hanau koło Frankfurtu dziewięć osób, po czym wrócił do domu, zabił swoją matkę i dokonał samobójstwa. Zamach był wyjątkowo krwawy, ale w żadnym wypadku niejedyny. W czerwcu ub.r. został zabity prominentny polityk CDU Walter Lubcke, który bronił praw imigrantów. A w październiku zamachowiec próbował z bronią w ręku dostać się do synagogi w Halle.
W raporcie za 2019 r. australijski Institute for Economics and Peace wskazuje jednak, że wzrost terroryzmu skrajnej prawicy w Niemczech to tylko część znacznie szerszego zjawiska obejmującego cały Zachód. W ciągu pięciu lat liczba zamachów spowodowanych przez sprawców związanych z tym środowiskiem wzrosła tu aż o 320 proc. Przykład dał Anders Breivik, który w 2011 r. w Oslo zabił w dwóch zamachach 77 osób. Później jego śladem poszło wielu, w tym przede wszystkim Brenton Tarrant, który w marcu ubiegłego roku w Christchurch w Nowej Zelandii zabił w atakach na dwa meczety łącznie 51 osób. Ale podobny schemat działania przyjął m.in. Patrick Crusius, zabójca 22 osób (głównie latynosów) w El Paso na granicy USA z Meksykiem czy John Earnest, sprawca zamachu na synagogę w Kalifornii.
– Terroryzm skrajnej prawicy staje się coraz większym problemem także we Francji – przyznaje Brisard. – Wraz z upadkiem tzw. Państwa Islamskiego dżihadyzm w pewnym stopniu jest w odwrocie, choć wciąż stanowi bardzo poważne zagrożenie. Ale teraz służby bezpieczeństwa stają w obliczu nowego, równie dużego zagrożenia – dodaje.