Nie możemy być jak tłuste koty – deklaruje prezes PiS Jarosław Kaczyński w niedawnym wywiadzie dla tygodnika „Sieci". I dlatego w ubiegły piątek Komitet Polityczny PiS podjął decyzję, która zaskoczyła i wywołała ogromną konsternację w partii. Jak ogłosił jej lider, osoby funkcjonujące w spółkach Skarbu Państwa nie będą kandydować w wyborach samorządowych. Jednym ruchem prezes PiS wywrócił tworzące się listy do góry nogami. – To co najmniej kilkaset osób – mówi nam działacz PiS po dłuższej analizie sytuacji. I to nie koniec. We wspomnianym wywiadzie prezes PiS sugeruje, że planowane jest spotkanie z partią, na którym jeszcze raz przypomni wspomnianą myśl o kotach. – Być może odbędzie się spotkanie Rady Politycznej z dyscyplinującym przesłaniem od prezesa. Takie wydarzenia już się odbywały – mówi nam rozmówca z PiS. I przypomina podobne spotkanie we wrześniu 2016 r. Tuż po nim swoją funkcję stracił minister skarbu Dawid Jackiewicz. Prezes PiS doskonale zdaje sobie bowiem sprawę, że dla PiS największym zagrożeniem nie jest opozycja, tylko sytuacja wewnętrzna w obozie władzy. Nie tylko kłótnie i spory, ale też zamiana w partię władzy ze wszystkimi tego wadami. Dobitnie pokazała to historia z premiami dla ministrów. Dlatego właśnie Kaczyński zdecydował się na taki ruch, jak ten z ubiegłego piątku. Decyzja dotyczy nie tylko jesiennych wyborów.
Czytaj także: Kaczyński jak Neron podpalający Rzym
Zrobić wszystko, by wygrać
Konsternacja w PiS po informacji, że samorządowcy pracujący jednocześnie w spółkach Skarbu Państwa muszą zrezygnować z kandydowania była i jest cały czas ogromna. Między innymi dlatego, że nie ma w partii informacji, jakiego szczebla i jakich dokładnie stanowisk będzie dotyczyć kadrowa rewolucja na listach. Ale nie tylko dlatego. Wielu działaczy jest rozżalonych, że pozostawia się ich z takim, a nie innym wyborem. Politycy PiS obawiają się też, że bez znanych, rozpoznawalnych i sprawdzonych nazwisk na listach dużo trudniej będzie walczyć o miejsca w radach gmin, powiatów i sejmików. Ale zamieszanie dotyczy też niektórych kandydatów na prezydentów miast. W Sopocie Piotr Meler, kandydat na prezydenta, jest jednocześnie prezesem spółki Energa Wytwarzanie. Melera, podobnie jak np. znajdującego się w podobnej sytuacji Roberta Kujawskiego w Słupsku, pod koniec czerwca zatwierdził Komitet Polityczny. Ten sam komitet, po którego obradach w ubiegły piątek prezes PiS ogłosił decyzję o starcie w wyborach i posadach w spółkach Skarbu Państwa.
W ostatnich miesiącach prezes PiS podjął jednak serię decyzji, które mimo niepopularności we własnej partii ułatwią prowadzenie kampanii. Tak było z obniżeniem pensji posłom, co zamknęło destrukcyjny dla PiS temat premii. Obawiając się spadku poparcia na wsi, Kaczyński poświęcił też Krzysztofa Jurgiela, członka „zakonu PC". Na jego miejsce wszedł Jan Krzysztof Ardanowski, który wiele lat wcześniej sprzeciwił się Kaczyńskiemu przy głosowaniu w sprawie uboju rytualnego. I to mimo tego, że większe zmiany w rządzie – o czym pisała „Rzeczpospolita" – planowane są na jesień, po wyborach samorządowych. Ale jego wejście do gabinetu premiera Morawieckiego dało szansę na naprawę np. komunikacji z wiejskim elektoratem.
Zmiana pokoleniowa
Teraz jest podobnie. Sukces akcji PSL „Sami swoi" pokazującej w internecie zarobki radnych PiS przeszedł zapewne oczekiwania jej twórców. Ale jesienią nie będzie mieć już takiego znaczenia.