Zmarła w sobotę posłanka Jolanta Szczypińska należała do zastępu starych druhów Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze z Porozumienia Centrum. Jej życiorys był charakterystyczny dla części polityków, którzy związali się z prawicą. Pracując jako pielęgniarka w szpitalu zaangażowała się w latach osiemdziesiątych w „Solidarność”, za co spotkały ją długotrwałe represje. W latach dziewięćdziesiątych pracowała w strukturach „Solidarności” i działała w Porozumieniu Centrum – kierując nawet strukturami wojewódzkimi w jej rodzinnym Słupsku.
W wydanej dwa lata temu autobiografii „Porozumienie przeciw monowładzy” Jarosław Kaczyński wspomina pierwsze spotkanie z nią, podczas budowy struktur partii w roku 1990. „W Słupsku wokół PC zgromadziła się miejscowa elita, w dużej części lekarze, najwyraźniej bez politycznej przeszłości. Jedyna osoba, która taką miała, była pielęgniarką. Traktowano ją niezbyt grzecznie. Przypomniałem sobie wtedy wydarzenia związane z pracą w Komitecie Helsińskim. Zapytałem ją, czy to ona była ofiarą ciągnących się jeszcze po 1986 roku, a więc po ostatecznej amnestii, dotkliwych prześladowań przez bezpiekę. Potwierdziła. Okazało się, że w dalszym ciągu nie może wrócić do pracy w szpitalu, z którego ją wyrzucono. Była to Jolanta Szczypińska”. Do pracy w szpitalu wróciła jednak w drugiej połowie lat 90-tych.
Po powstaniu PiS wstąpiła do tej partii, pracowała w biurze poselskim Lecha Kaczyńskiego. Wejście do Sejmu zawdzięczała Wisławowi Walendziakowi, który w 2004 roku zrezygnował z mandatu poselskiego decydując się odejść z polityki. Od tego czasu nieprzerwanie zasiadała w Sejmie.
W innej książce, „Polska naszych marzeń”, Jarosław Kaczyński odniósł się do plotek, które przez pewien czas krążyły w Sejmie, że łączyły go z Jolantą Szczypińską szczególne uczucia. „Kiedy zostałem premierem, przyniosła mi róże i się zaczęło. Zaczęło się love story. I ona to złapała. Nie mam o to do niej pretensji”. Żartował nawet, że posłanka dobrze się czuła w roli, w której obsadziły ją media. „Umocniła swoją pozycję jako „narzeczona” premiera czy później prezesa. Pokochały ją tabloidy. Chwyciła życie pełną piersią” – pisał w książce wydanej w 2011 roku. Jednak wszyscy, którzy dobrze znali relacje w PiS, wiedzieli, że główną miłością, którą łączyła Kaczyńskiego i Szczypińską, była miłość do czworonogów, z której każde z nich było znane.
Ale Szczypińska lubiła nie tylko zwierzęta, ale też ludzi. I była przez nich lubiana, wręcz nie dało się jej nie lubić. Nie była to osoba, która by pasowała do polityki – sympatię zjednywała sobie zarówno wśród partyjnych kolegów i koleżanek, jak i u posłów z innych klubów – co było widać szczególnie tuż po jej śmierci, gdy ze szczerym żalem żegnali ją na Twitterze polityczni oponenci, od Roberta Biedronia, przez Ryszarda Petru, posłów Platformy Obywatelskiej, aż po byłego szefa SLD Leszka Millera.