Jarosław Kaczyński otwiera dyskusję o członkostwie Polski w Unii Europejskiej i tworzy obraz toksycznego związku. Wróży to czas propagandowego kształtowania w społeczeństwie postaw wrogości do Zachodu. Toksyczność dotyka też samą organizację międzynarodową, skoro przywódca partii rządzącej widzi w niej tylko arenę „twardej walki o własne interesy".
Unia jest układem naczyń połączonych. Aby funkcjonować, wymaga przyjęcia przez wszystkich wspólnego stanowiska. Czasami trzeba z czegoś zrezygnować, aby zyskać więcej w przyszłości. UE wymaga stałego budowania zaufania i partnerstwa, by tworzyć wartość dodaną dla wspólnoty i jej członków. Ład demokratyczny w Unii to też przyjęcie współodpowiedzialności za jej instytucje. Niepodzielanie przez władze państwa członkowskiego dobra wspólnego bądź przyjęcie innej logiki działania prowadzi do sporów.
Tymczasem Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rz" zapowiada opuszczenie Unii przez Polskę „jeśli [ta] nie będzie konfederacją państw narodowych". Mówi: „Trzeba być naiwnym, by z takiej UE jak dziś tworzyć federację. Albo to będzie konfederacja, albo imperium". Wypowiedź ta jest ustawianiem dyskusji w zamierzonych ramach. Nie po to państwa członkowskie funkcjonują w Unii, by powstrzymywać wzajemną zależność, ale by współzależnością zarządzać. UE rozwija się i modernizuje. Polska, kultura i tożsamość, których zamierza bronić Kaczyński, są równie żywe i zmienne. Czy powinny być one jednak odgórnie definiowane przez przywódcę partii rządzącej?
Populizm i tradycja
Populizm wzmaga nieufność we współpracy międzynarodowej. Donald Trump wycofał USA z kilku organizacji i umów międzynarodowych, gdy jego administracja nie miała w nich głosu decydującego. Obok podobnego Trumpowi myślenia na ocenę UE przez polską władzę mogły wpłynąć darwinistyczne formaty w polityce zagranicznej, przejęte z lektur międzywojnia.
Anachronizm kształtuje bowiem wyobraźnię Zjednoczonej Prawicy. Dmowski i mu podobni nie mogli mieć doświadczeń w działaniu nowoczesnych instytucji międzynarodowych. Widząc wokół totalitaryzmy imperialne i protekcjonizm, dostrzegali głównie dyktat silniejszych i słabość pozostałych. Stąd akceptowalnym dla nich remedium była siła egoizmu narodowego w obronie tożsamości i kultury oraz plany luźnych konfederacji. Wspomnienie impotencji Ligi Narodów i ugruntowany w PiS mit, że współpraca międzynarodowa do dziś polega na wbijaniu Polsce noża w plecy, nie są dobrym przewodnikiem po współczesnej Europie. Buńczuczny pomysł zastosowania weta, nie w sprawach szczególnych, lecz obecnie, w momencie kryzysu pandemicznego i uchwalania budżetu przywodzi na myśl tradycyjne polskie liberum veto stawiane nawet w sytuacjach krytycznych.