Tę granicę przekracza się powoli. Prawie nigdy nie jest tak, że jeszcze wczoraj żyliśmy w demokratycznym państwie, a jutro będziemy już w autorytarnym. W dzisiejszym świecie nie jest też prawie nigdy tak, że władza jest w stanie zamknąć wszystkie niezależne media. Przykłady Rosji i Węgier pokazują, że to zawsze jest proces powolny. Być może tylko z zewnątrz widać, jak demokratyczne dotąd państwo przekracza granicę tego, czego władzy wobec mediów nie wolno. Najpierw zajmuje się przestrzeń w mediach publicznych, które niepostrzeżenie stają się rządowe. Potem wpływa się na media komercyjne – zawsze są sposoby, by je przycisnąć. Potem za pieniądze państwowych firm lub zaprzyjaźnionych oligarchów tworzy się „swoje media". Na koniec zostawia się w spokoju jako wentyl bezpieczeństwa tylko mniejsze opozycyjne gazety i możliwość wyżywania się w internecie dla niepokornych. Ale nawet wobec „rozkrzyczanych" internautów czasami stosuje się metodę zastraszenia. Proces ten przeszła Rosja, przechodzą Węgry; okazuje się, że i w Polsce wypadki przyspieszają.
W sytuacji w radiowej Trójce są trzy niepokojące elementy: pierwszy to fakt, że o sprawie pisze się w znaczących mediach na świecie. Z wolnością mediów i cenzurą jest jak z kwestią wolnych wyborów. To są sprawy, które będą traktowane ze śmiertelną powagą także przez tych polityków na świecie, którzy nie ekscytowali się sporami wokół Krajowej Rady Sądownictwa. Próba przeprowadzenia dzikiego głosowania nad powtórką kadencji prezydenta Dudy zamiast normalnych wyborów będzie postrzegana w kontekście sytuacji wokół Trójki jako sygnał, że w Polsce pod płaszczykiem walki z wirusem domykany jest system rządów silnej ręki. Drugi tragiczny dla Polski element polega na tym, że nawet wśród rozsądnych liderów opinii i części obozu władzy pojawiała się tendencja, by umniejszać znaczenie cenzury w Trójce.
To jest istota zmiany w Polsce. Gdy kilka lata temu przedstawiciele służb weszli do redakcji „Wprost", nie było chyba nikogo w środowisku dziennikarskim, kto opowiedziałby się po stronie interwencji. Dzisiaj wielu dziennikarzy stara się rozwodnić temat cenzury w Trójce, a osoby odpowiedzialne za pilnowanie wolności słowa w Polsce, jak Krzysztof Czabański, lekceważą temat. Trzeci element: nie ma już w obozie władzy nikogo, kto starałby się zatrzymać proces cenzury w mediach i ukarać winnych, a przede wszystkim odsunąć ich od mediów państwowych.
Jeśli ktoś myśli, że te wydarzenia pozostaną w naszym akwarium, to się myli. Temat wolności mediów z pewnością jest jednym z głównych, które opisują działy polityczne zachodnich ambasad w depeszach do swoich krajów. Polska będzie zestawiana z Węgrami jako przykład państw, które odpływają z Zachodu. O Polsce będzie się mówiło w kontekście Trójki, o Węgrzech być może w kontekście historii 64-latka z północy kraju, który w mediach społecznościowych napisał do premiera Viktora Orbána: „Jesteś bezlitosnym tyranem, ale pamiętaj – dotąd dyktatury upadały zawsze". Jak donoszą media, został na kilka godzin zatrzymany, a motywem były przepisy pozwalające walczyć z fakenewsami. Wydarzenia na Węgrzech zbiegły się z sygnałami z Polski. Tym na Zachodzie, którzy zawsze patrzyli na poszerzenie Unii sceptycznie, wszystko będzie układać się w całość – władczynią polityki jest percepcja. Na krajowym rynku mogą pomóc pseudowyjaśnienia funkcjonariuszy mediów rządowych. Na zewnątrz krzywda Polski będzie jednoznaczna.
Tymczasem prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Angela Merkel przedstawiają plan przeznaczenia 500 mld euro na wsparcie europejskiej gospodarki. Przyroda nie znosi próżni. Po pandemii sprawy w Unii ruszą na nowo, pojawią się szanse na nowe środki rozwojowe, będzie nowy ruch w interesie, nowe możliwości. Tylko czy Polska będzie mogła na tym skorzystać? Czy zostaniemy sobie na skraju Zachodu z mediami „narodowymi" śpiewającymi już tylko dla władzy?