Społeczność LGBT powinna przyjąć za nazwę przymiotnik albo rzeczownik czytelny jako określenie ludzi. Nie ten skrótowiec, który brzmi jak symbol chemiczny, nazwa stronnictwa bądź marka telewizora. Jego pierwotny, angielski sens jest wprawdzie jasny: chodzi o lesbijki, gejów, osoby bi- i transseksualne – luźny zbiór indywidualności. Ale język polski przyzwyczaja nas, że skrótowiec określa „nie ludzi". Odruchowo mówimy o „tym LGBT" zamiast o „tych". A przez to blisko dwóch milionach Polaków, którzy podświadomie kojarzą się z „czymś".
Zwłaszcza podczas kampanii wyborczych osobistości od wójtów do prezydenta utożsamiają ich z rzekomą „ideologią". Zyskują tym poparcie nie tylko u przeciwników abstrakcji. Także u ludzi, którzy (w myśl transparentu na wiecu wyborczym) chcą zwyczajnie „pogonić pedała". A przez to (jak mówiła „Onetowi" Dominika Dudek, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego) wśród osób homoseksualnych rośnie lęk. To nie ideologię podczas kampanii pobito przed klubem gejowskim kijami. Prościej jest nie dbać o precyzję znaczeń, tylko jak ojciec Rydzyk pytać: „Czy jesteście za LGBT?".
W tym pytaniu znać szerzące się w naszym kraju myślenie skrajnościami. Przykładem bywają wypowiedzi – choćby po zeszłorocznym apelu Ikei do pracowników. Chodziło w nim o to, by życzliwie zagadywać do koleżanek i kolegów niehetero. Pewien sprzedawca jednak w intranecie uznał to za „promowanie dewiacji", a kiedy stracił posadę, jego adwokaci z Ordo Iuris nazwali apel „agitacją ideologiczną". To tak, jakby „dzień dobry" powiedziane sąsiadce w hidżabie nie różniło się od przejściam na islam.
Język skrajnego „za albo przeciw" oducza rozróżniać niuanse. Pozwala obwołać „głównym genderystą" polityka czyniącego (jak Rafał Trzaskowski) gesty wobec mniejszości seksualnych. Nie zakłada też, że istnieją większości i mniejszości, tylko oddziela uznaniowo „normalność" od „dewiacji". I szereguje ludzi: kto stoi (jak rzekłby Jarosław Kaczyński) pod „tęczową flagą", nie stoi pod biało-czerwoną.
Taki język, podobny do pezetpeerowskiej nowomowy, dzieli świat na części słuszną i niesłuszną. W Peerelu odwrotnością dobrych „mas" albo „narodu" były drobne, obce „elementy" albo „koła". A dzisiaj słowom „Polacy" albo „my" przeciwstawiane są „środowiska". W wyborach zwolennicy legalizacji związków partnerskich niehetero zyskują nieraz miliony głosów. Ale nawet życzliwsi im dziennikarze nie powiedzą wtedy o poparciu „Polaków", do których nie zwykło się zaliczać mniejszości seksualnych.