Wczoraj minęło dziesięć lat od tego wypadku. W grudniu 2003 r. Leszek Miller był premierem. Wieczorem wracał z Lubina, gdzie wziął udział w Barbórce. Na pokładzie wojskowego śmigłowca Mi-8 było 15 osób. Oprócz Millera, Jakubowska - ówczesna sekretarz stanu, pracownicy Centrum Informacyjnego Rządu, oficerowie BOR, lekarz i załoga.
Śmigłowiec nie doleciał do warszawskiego lotniska Okęcie. Kilkanaście kilometrów przed lądowaniem spadł w lesie. Nikt nie zginął, ale 14 osób zostało rannych. Najciężej pracownica CIR i jeden z oficerów BOR. Miller miał złamane dwa kręgi piersiowe.
Okazuje się, że pasażerowie feralnego lotu świętują jego szczęśliwe zakończenie. - Tak, jak co roku od 10 lat, wszyscy uczestnicy tamtej katastrofy spotykają się i pijemy za życie - mówił dziś Miller w RMF FM.
Wczoraj w rozmowie z TVP Info były premier zdradzał jak wygląda takie spotkanie. - Po raz kolejny wracają wątki, gdzie kto siedział w helikopterze, a potem pod jakim drzewem kto leżał, jak czekaliśmy na karetki pogotowia, na straż pożarną - relacjonował. Czytaj więcej
Dziś na portalu społecznościowym Twitter pojawiły się nawet zdjęcia z tej uroczystości.