Choć większość byłych szefów służb potwierdziła w prokuraturze, że doświadczyła sytuacji, które mogą wskazywać na inwigilację, to śledczym nie udało się ustalić, czy faktycznie generałowie byli na podsłuchu. Zaprzeczyła temu Komenda Główna Policji oraz Służba Kontrwywiadu Wojskowego i to wystarczyło by śledztwo umorzyć.
– W mojej ocenie sprawa nie została wyjaśniona – mówi mec. Krzysztof Wąsowski, adwokat Maksa Kraczkowskiego, byłego posła PiS, dziś wiceprezesa PKO BP, jednego z pokrzywdzonych.
„Rzeczpospolita" dotarła do uzasadnienia umorzenia głośnego śledztwa wszczętego po artykułach Wojciecha Czuchnowskiego w „Gazecie Wyborczej" – „Służby tropią spisek" i „Generałowie na podsłuchu" – opublikowanych w lutym 2015 r.
„Wielce prawdopodobnym jest, że potencjalna kontrola operacyjna dotycząca numerów abonenckich szefów służb została poprzedzona uzyskaniem bilingów tych numerów" – czytamy w uzasadnieniu umorzenia. Prokurator zapytał więc operatorów komórkowych, czy policja, SKW i inne służby zwracały się z pytaniami o te numery. Odpowiedź była negatywna, bo Polkomtel i Orange stwierdziły, że nie ewidencjonują zapytań o billingi numerów, a Play odparł, że numer jednej z pokrzywdzonych osób nie był billingowany.
Wszyscy otrzymali w śledztwie status pokrzywdzonych. Maks Kraczkowski, wtedy poseł PiS i znajomy Piotra Nisztora (dziennikarz, który ujawnił we „Wprost", że w restauracji Sowa & Przyjaciele nagrywano biznesmenów i polityków), w śledztwie zeznał, że miały miejsce sytuacje wskazujące, iż może być inwigilowany. Raz zastał otwarty samochód, a zawsze go zamyka, jego telefon się przegrzewał, a w laptopie miał informacje o niesprawności zapór bezpieczeństwa.