Demokracja w zagrożeniu, zmierzamy do dyktatury – taki opis sytuacji jest wciąż normą w propagandzie opozycji i mediów krytycznych wobec rządzących. To jednak ślepa amunicja. Zdumiewa wręcz, że oponenci władzy wciąż jej używają, choć rezultat ma się do zakładanych celów, czyli masowej kontestacji „reżimu", jak przysłowiowy strzał kulą w płot.
Czytaj więcej:
Konflikt z UE: Granice grillowania Polski
Statystyczna większość Polaków nie uważa swojej wolności za zagrożoną, ich przekonanie podzielają także instytucje badające stan wolności obywatelskich w świecie. Z naszą demokracją nie dzieje się nic złego, zagrożony jest co najwyżej system balansowania władzy przez instytucje niedemokratyczne, a to zupełnie co innego.
U nas jak we Francji
W tegorocznym raporcie poświęconym wolności w świecie, Freedom House, który trudno posądzić o sympatie propisowskie, umieszcza Polskę w grupie państw „wolnych". Jeśli chodzi o jakość demokracji określanej w skali od 1 do 100, gdzie 1 to ponura autokracja, a 100 demokracja idealna, Polska (85 pkt) mieści się w grupie drugiej (81–90 pkt) wraz z Francją (90 pkt), Stanami Zjednoczonymi (86 pkt) i Włochami (89 pkt). Jeśli Polska faktycznie zmierza ku dyktaturze, różnica ledwie 1 pkt z USA i 5 pkt z Francją wskazywałaby, że i w tych krajach nadchodzi widmo opresyjnego reżimu.