Tadeusz Pieronek. Biskup, który się nie bał

Polityka jest częścią tego życia – mówił zmarły 27 grudnia 2018 r. bp Tadeusz Pieronek.

Aktualizacja: 01.01.2019 22:50 Publikacja: 01.01.2019 17:53

Biskup Tadeusz Pieronek (1934-2018)

Biskup Tadeusz Pieronek (1934-2018)

Foto: Fotorzepa/ Waldemar Kompała

Był biskup Tadeusz Pieronek człowiekiem, którego nie dało się zaszufladkować. Swoimi celnymi komentarzami wbijał szpilę i lewicy, i prawicy. Czasem chodził po cienkiej linii. Balansował. Jedni widzieli w nim twardego konserwatystę (np. wtedy, gdy mówił o in vitro czy aborcji), inni upatrywali w nim kościelnego liberała. Marzeniem wielu było, by zamknął się na Wawelu, gdzie od wielu lat mieszkał i po prostu milczał. Ale on milczeć nie potrafił, a może po prostu nie chciał.

– Kiedy coś mu się nie podobało, nazywał to po imieniu, mówił, że „biskup ma być jak pies" i szczekać wtedy, kiedy jego zdaniem dzieje się coś alarmującego – wspomina Michał Lewandowski, dziennikarz portalu deon.pl, autor rozmów z biskupem w poświęconym mu filmie dokumentalnym „Ojciec, czyli o Pieronku".

– Czasem mówił to, czego inni nie mieli odwagi mówić – opowiada z kolei kard. Kazimierz Nycz i dodaje, że biskup nie przejmował się głosami krytyki i po prostu robił swoje.

Tak rzeczywiście było. Robił swoje, a skomentować potrafił wszystko. Nawet sukcesy Adama Małysza w skokach narciarskich... W swoich, nierzadko ciętych, słowach nie oszczędzał współbraci w biskupstwie. Być może dlatego w 1998 roku, po upływie pięcioletniej kadencji, nie wybrali go ponownie na sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski (KEP). Wieść gminna niosła, że bardzo się wtedy obraził. Choć mało to prawdopodobne, bo urazy nie nosił w sobie specjalnie długo.

Walczył jak lew

Czy był politykiem? Przede wszystkim był pasterzem autentycznie zatroskanym o Kościół. Można wręcz powiedzieć, że w jakimś sensie wyprzedzał papieża Franciszka i na długo przed nim chadzał po peryferiach Kościoła, szukając tam zagubionych. Ale politykiem – w różnym rozumieniu tego słowa – bywał. Sam zresztą mówił, że nie ma możliwości odcinania się od polityki w sytuacji, gdy trzeba zabierać głos w sprawie zasad, którymi powinniśmy żyć. „Polityka jest częścią tego życia" – powtarzał i komentował.

Był na pewno politykiem tzw. polityki wewnątrzkościelnej. Poznałem go wiosną 1999 roku, gdy jako dziennikarz z krótkim, bo ledwie pięcioletnim doświadczeniem, obserwowałem wybory przewodniczącego KEP. Sytuacja była dość trudna. Teoretycznie od 1981 roku na czele KEP stał kard. Józef Glemp, ale w 1989 roku wprowadzono zasadę wyboru przewodniczącego na pięcioletnią kadencję, lecz nie ustalono ich maksymalnej liczby – uczyniono to dopiero w 1995 roku, gdy sekretarzem generalnym był biskup Tadeusz. W 1999 roku powstał spór, czy kard. Glemp może być ponownie wybrany, bo przecież miał już za sobą dwie kadencje. Spór jak zwykle toczył się za zamkniętymi drzwiami, ale to Pieronek wyszedł z tym do dziennikarzy. Jak lew bronił swojego stanowiska, że kard. Glemp nie może brać udziału w wyborach. Tamto starcie przegrał.

Teoretycznie był to spór prawny, ale nie można nie dostrzegać w nim polityki. Nie jest wszak tajemnicą, że w KEP ścierają się różne osobowości i różne wizje. Biskup Tadeusz był chyba jednym z pierwszych, którzy nie bali się mówić o tym, że różnice te istnieją. Przełamywał pewne tabu.

Pięć lat później, w roku 2004, gdy kard. Glemp nie mógł już ubiegać się o kolejną kadencję, biskup Pieronek szedł na wybory z uśmiechem. „Jutro wzejdzie słońce" – przewidywał. Ale gdy biskupi na szefa KEP wybrali abp. Józefa Michalika, skomentował w swoim stylu: „Słońca nie ma, wyszedł księżyc". Metropolita przemyski z ripostą długo nie czekał: „Każdy człowiek ma prawo mówić, co myśli. Także biskup. A my z biskupem Pieronkiem jesteśmy zgodni w jednym – żaden z nas nie głosował na arcybiskupa Michalika".

Błędy popełnia każdy

Potem chyba już takiej zgody nie było. Bo biskup Tadeusz był jak dynamit. Rozsadzał. Za pierwszych rządów PiS (2005–2007) wymsknęło mu się stwierdzenie, że episkopat jest „zadymiony PiS-em". Potem wiele razy krytykował sojusz ołtarza i tronu. Z rezerwą podchodził do wystąpień polityków z kościelnej ambony. W ostrych słowach wypowiadał się o działalności ojca Tadeusza Rydzyka, Radia Maryja i telewizji Trwam. Na posiedzenia episkopatu nie jeździł. Zapraszano go, ale jako emeryt nie czuł potrzeby jeżdżenia do Warszawy. Wolał spotkania z ludźmi. W konsternację wprawił wielu, gdy pojawił się na Przystanku Woodstock.

W ostatnich latach wiele razy krytykował rozmontowywanie Trybunału Konstytucyjnego czy reformę sądownictwa. W ostatnim felietonie dla „Gazety Krakowskiej" podsumowującym rok 2018 w polskiej polityce, odnosząc się do rządów PiS, napisał: „Kto sieje wiatr, zbiera burzę". Nie krył swojego dystansu do obecnie rządzących. A wielu widziało w nim biskupa-przywódcę frakcji „anty-PiS", dyżurnego krytyka i komentatora w TVN. Odżegnywał się od takiego szufladkowania i przypomniał, że jedną z zasad polityki winna być rozumna troska o dobro wspólne i nie istnieje osobny Kościół dla PiS i osobny dla Platformy. A rozmawiać trzeba ze wszystkimi. I wytykać błędy też trzeba wszystkim. Bez wyjątku.

Biskup z dystansem

W ciągu prawie 20 lat kontaktów o różnej częstotliwości odbyliśmy wiele rozmów. O polityce, Kościele, biskupach, księżach. Zawsze miał czas. Nie byliśmy przyjaciółmi. Sporo nas różniło. Często mnie drażnił, a ja jego też – czego nie ukrywał. Ale jakoś nie przeszkadzało to w wymianie myśli. I choć nigdy nie zrobiłem z nim żadnego gazetowego wywiadu, to wiele jego celnych spostrzeżeń wykorzystywałem potem w różnych analizach. Nigdy nie miał pretensji o „przywłaszczenie". Często opowiadał różnym ludziom anegdotę o sobie, o tym co się stanie z nim po śmierci. „Umarł biskup Pieronek – mówił. – Poszedł w kierunku nieba. Drzwi uchylone, widać św. Piotra. Podlatuje anioł i mówi: »Nie ma tu miejsca dla polskich biskupów«. Przykro mi się zrobiło, ale w tym momencie dostrzegł mnie św. Piotr. Podchodzi i powiada: »Tadzio? Chodź, bo co z ciebie za biskup...«".

O biskupie krążyła też inna anegdota. Powiadano, że choć Kościół katolicki w Polsce ma oficjalnie 42 diecezje (łącznie z ordynariatem polowym), to faktycznie jest ich 43. Na czele „diecezji wirtualnej", do której przyznają się ludzie o różnych poglądach, z siedzibą na Wawelu miał stać właśnie biskup Pieronek. Ordynariusz tej „wirtualnej diecezji" zostanie w czwartek pochowany w krypcie biskupów w kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie.

Był biskup Tadeusz Pieronek człowiekiem, którego nie dało się zaszufladkować. Swoimi celnymi komentarzami wbijał szpilę i lewicy, i prawicy. Czasem chodził po cienkiej linii. Balansował. Jedni widzieli w nim twardego konserwatystę (np. wtedy, gdy mówił o in vitro czy aborcji), inni upatrywali w nim kościelnego liberała. Marzeniem wielu było, by zamknął się na Wawelu, gdzie od wielu lat mieszkał i po prostu milczał. Ale on milczeć nie potrafił, a może po prostu nie chciał.

Pozostało 92% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!