Co najmniej trzy osoby zginęły w stolicy Bahrajnu, Manamie, po tym jak policja za pomocą pałek, gazu łzawiącego i gumowych kul rozbiła obóz antyrządowych demonstrantów. 195 osób zostało rannych, a kolejne 60 uchodzi za zaginione.
Na placu Perłowym, gdzie krzyżują się główne arterie komunikacyjne miasta, zebrały się w środę setki manifestantów. Po brutalnej akcji policyjnej plac jest niemal całkowicie pusty. Odgrodzono go drutem kolczastym. Na ulicach miast w całym kraju rozmieszczono wojsko.
Na znak protestu przeciwko represjom główny opozycyjny blok szyicki, Narodowe Stowarzyszenie Islamskie al Wifak, zapowiedział, że opuści izbę niższą parlamentu, gdzie posiada 18 z 40 mandatów. Wcześniej ugrupowanie zawiesiło swój udział w obradach Izby i zażądało ustąpienia rządu oraz uchwalenia nowej konstytucji.
Protesty w Manamie rozpoczęły się z inicjatywy internautów, którzy wezwali do reform. Bahrajn jest rządzony przez sunnicką dynastię, choć zdecydowana większość mieszkańców to szyici. Ci czują się więc dyskryminowani. Tymczasem zwołano nadzwyczajne spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw Zatoki Perskiej. Protesty antyrządowe trwają bowiem także w Libii i Jemenie. W libijskich miastach al Bajda i Bengazi co najmniej dziesięć osób zginęło, a kilkanaście zostało rannych w czasie starć między przeciwnikami a zwolennikami pułkownika Muammara Kaddafiego.
Opozycja wezwała w Internecie do „dnia gniewu” w całym kraju. W odpowiedzi władze zorganizowały wiece poparcia dla dyktatora, m. in w stolicy Trypolisie. Bunt trwa również w Jemenie. W stolicy kraju Sanie co najmniej 25 osób zostało rannych w starciach między studentami a zwolennikami prezydenta Alego Abd Allaha Salaha.Fala prodemokratycznych demonstracji przeszła w os- tatnich tygodniach przez kilka krajów arabskich. Przywódcy Tunezji i Egiptu, Zin el Abidin Ben Ali i Hosni Mubarak, musieli się podać do dymisji.