Komisja powołana w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych badała możliwość wlotu nad Polskę rosyjskiego drona. Do zdarzenia miało dojść 26 sierpnia. 10-dniowe poszukiwania szczątków maszyny zakończyły się fiaskiem.
Czytaj więcej
Armia prowadzi poszukiwania obiektu wojskowego, który wleciał na terytorium Polski w czasie zmasowanego ataku rosyjskiego na infrastrukturę krytyczną Ukrainy. Poszukiwania prowadzone są 25 km na południe od Hrubieszowa.
Radio RMF FM podaje, że komisja w ostatecznym raporcie stwierdziła, że do naruszenia przestrzeni powietrznej nie doszło. Komisja pozostałe wnioski ze swej opinii utajniła. Jak usłyszał reporter RMF FM, chodzi o to, by postronne osoby nie mogły ustalić ewentualnych braków lub niedociągnięć w polskim systemie monitoringu lub procedurach.
Jak przypomina RMF FM, dotąd pojawiały się w przestrzeni publicznej dwie wersje alarmu. Mowa była o zjawisku meteorologicznym, mogło też chodzić o zakłócenia elektroniczne albo awarię systemu.
Alarm w systemie. Obiekt pojawił się i zniknął z ekranów
O tym, że nieznany obiekt naruszył polską przestrzeń powietrzną, poinformował 26 sierpnia gen. dyw. Maciej Klisz, dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych. Stwierdził, że trzy stacje radiolokacyjne zarejestrowały około godz. 6.43 naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej na wysokości ukraińskiej miejscowości Czerwonogród, gdzie znajduje się elektrownia. To miejsce było już wcześniej celem rosyjskich ataków.